Chorzów: Kamila Abram ze studia Mandragora

Od kiedy zaczęłam interesować się tatuowaniem mój wybór był oczywisty – neotrad. Ten styl od zawsze przykuwał moją uwagę. Uwielbiam solidny kontur i kolory. Najbardziej lubię tworzenie dużych kompozycji, dopasowywanie wzoru do anatomii Klienta. Uwielbiam spójne rękawy, które tworzy jedna kompozycja. Lubię proces tworzenia takiego tatuażu – za każdym razem, kiedy widzę posadzony kontur jaram się jak dziecko.

Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystką?

Moja droga w tym temacie jest bardzo długa i wyboista, ale postaram się Was nie zanudzić. Od wczesnych lat dziecięcych uwielbiałam rysować. Zajmowało to bardzo dużą część mojego czasu. Pamiętam jak na jednym z obozów we wczesnej podstawówce ozdabiałam ciała koleżanek i kolegów kolorowymi pisakami. Wtedy jeszcze nie miałam świadomości, że można to traktować jak zawód. Faktyczne zainteresowanie tematem pojawiło się, kiedy byłam nastolatką a na fali popularności były programy typu L.A Ink. Wiecie, pokój obwieszony rysunkami, projektami i ołtarzyk ze zdjęciami Kat von D przy biurku. Wtedy przyszedł czas na pierwsze cewki i tatuowanie znajomych z osiedla. Niestety nieprzychylność rodziny (z wyjątkiem mocno wspierającej Mamy), drogi jak na możliwości 16 latki sprzęt oraz brak materiałów i osób, które mogłyby pomóc w rozwoju sprawiły, że temat tatuowania jak i rysunku na długie lata odszedł w zapomnienie. W końcu po ośmiu latach tułaczki po korpo i pracy w sprzedaży nadszedł moment olśnienia – to już ostatni dzwonek, teraz albo nigdy! Ubrałam się w mnóstwo pokory i postanowiłam podejść do tatuowania ten jeszcze jeden, ostatni raz. W bardziej dojrzały i rozsądny sposób…o ile rozsądne może być rzucenie bezpiecznej i pewnej posady w korporacji w samym środku pandemii (śmiech).

Kiedy dokładnie zaczęłaś dziarać? I gdzie?

Pierwsze próby jak już wcześniej wspomniałam odbywały się w domu, za szczeniackich czasów. Natomiast moja profesjonalna ścieżka zaczęła się pod koniec 2020 roku w Mandragorze. Tutaj trafiłam na świetny team, który pomógł mi rozwinąć skrzydła.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Zdecydowanie styl życia. W większości przypadków praca zajmuje konkretny czas w ciągu dnia, natomiast będąc artystą myślisz cały czas o tatuażu, o sztuce, zauważasz inspiracje wśród wszystkiego, co Cię otacza. Moje życie kręci się wokół tatuażu także po zamknięciu drzwi studia. Odkąd zaczęłam tatuować nigdy nie pomyślałam rano „cholera, znów do roboty” (śmiech).

A jak nie dziarasz to, co robisz? Zdradź trochę z życia prywatnego

Rysuję, spędzam czas ze znajomymi, gram w bilard, podróżuję, uwielbiam jeździć autem bez celu. Często kręcę się przy lotniskach, patrzę na samoloty albo odpoczywam w swoich czterech ścianach. Ostatnio zainteresowałam się też pirografią. Obiecuję sobie też od dłuższego czasu zabrać się porządnie za płótna, ale nie wiedzieć, czemu nie potrafi to dojść do skutku (śmiech).

Zastanawiałaś się kiedyś, kim byś była, gdybyś nie tatuowała?

Pilotem samolotu albo kierowcą rajdowym, może mechanikiem lub pracowałabym w detailingu.. Motoryzacja i lotnictwo to dwa tematy, które poza sztuką i tworzeniem lubię najbardziej i mogłabym o nich rozmawiać godzinami (śmiech). Jednym z moich najbliższych celów jest zrobienie licencji pilota samolotu turystycznego.

A dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?

Rysunek, porządne portfolio, pokora, cierpliwość i wytrwałość. Tylko tyle i aż tyle. Złapanie praktyk w studiu to rzecz, która może okazać się bardzo pomocna, choć nie musi. Trzeba też mieć na uwadze to, że od pierwszej linii położonej na sztucznej czy prawdziwej skórze do możliwości utrzymania się z tatuowania minie więcej czasu niż mogłoby się wydawać.

Lubisz guest spoty? Co w nich jest fajnego?

Jak do tej pory udało mi się zaliczyć jeden guest spot zagraniczny. Jest to według mnie świetne doświadczenie. Podpatrzenie stylu pracy innych artystów, wymiana pomysłów i inspiracji czy udogodnień w studiu. Dużo uczą, trochę męczą, ale zdecydowanie mogę polecić taki rodzaj pracy.

A konwenty?

Pamiętam jak kiedyś będąc zwiedzającą na różnych konwencjach po cichu marzyłam, żeby znaleźć się po tej drugiej stronie. Udało mi się to w zeszłym roku i przyznam szczerze, że nie pamiętam, kiedy byłam tak zmęczona (śmiech). Cały dzień na pełnych obrotach, wokół mnóstwo ludzi i szumu. Jest to kolejna okazja do nauki, spotkania z innymi artystami i starymi znajomymi. Chciałabym kiedyś wziąć udział w zagranicznej konwencji, chociaż wiem, że przede mną jeszcze wiele pracy i nauki, aby udało się pokazać międzynarodowej publiczności.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Tatuatorski trójkąt bermudzki – bolące plecy, nadgarstki i oczy. Innych póki, co nie dostrzegam (śmiech).

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłaś igłę w czyjąś skórę?

Nie pamiętam, który z tatuaży był pierwszy, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie stresowałam się w ogóle.

Cewka czy rotarka?

Cewki zraziły mnie mocno. Za każdym razem nie potrafiłam prawidłowo ich poustawiać, mimo ogarnięcia teorii. Są też zbyt ciężkie dla moich małych dłoni i dlatego nie wyobrażam sobie wykonania dużej sesji tym typem maszyn. Działam, więc na rotarce – cenie sobie lekkość, wygodę zmiany kartridży i mniejsze wibracje. Chociaż muszę przyznać, że za każdym razem, kiedy widzę jak cewki wbijają piękny solidny kontur przechodzi mi przez myśl „a może jednak?” (śmiech).

Czym teraz dziarasz?

W tej chwili jest to Spektra EDGE X, to na niej stawiałam pierwsze profesjonalne kroki i umiemy ze sobą współpracować. Jednak w najbliższej przyszłości chciałabym spróbować przesiąść się na coś innego, z czystej ciekawości.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Od kiedy zaczęłam interesować się tatuowaniem mój wybór był oczywisty – neotrad. Ten styl od zawsze przykuwał moją uwagę. Uwielbiam solidny kontur i kolory. Najbardziej lubię tworzenie dużych kompozycji, dopasowywanie wzoru do anatomii Klienta. Uwielbiam spójne rękawy, które tworzy jedna kompozycja. Lubię proces tworzenia takiego tatuażu – za każdym razem, kiedy widzę posadzony kontur jaram się jak dziecko. Lubię też blendowanie kolorów i uzyskiwanie kontrastów. Największą frajdę daje mi tatuowanie portretów zwierząt lub kobiet. Śmieję się trochę, że są we mnie trzy wilki: jeden kocha prostotę w neotradzie nawiązującym do tatuaży oldschoolowych, drugi ślini się, gdy widzi szczegółowe prace, pełne detali, które czerpią z art nouveau. Trzeci chciałby spróbować klimatów neojapan (śmiech). Wiem, że jeszcze wiele kombinacji i poszukiwań przede mną.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Tak, pracuję tylko i wyłącznie na autorskich wzorach. Oczywiście korzystam z referencji, ale wyraźne kopiowanie innych prac jest dla mnie niedopuszczalne. Nie mówię tutaj oczywiście o cechach czy elementach charakterystycznych dla danego stylu. Co do inspiracji – nie potrafię jednoznacznie stwierdzić. Często pomysły wpadają mi do głowy w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewam. Trochę żałuję, że nie mam w nawyku ich zapisywania (śmiech).

Zobacz portfolio: Kamila Abram

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Tak, jeśli tylko jestem pewna, że podołam. W innym przypadku zalecam konsultację z bardziej doświadczonymi kolegami.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Jeśli chodzi o projekty tatuaży cenie sobie pracę na tablecie. Jest szybciej, wygodniej, mam możliwość dowolnej edycji w dowolnym momencie. Mogę rysować wzór dla Klienta w każdym miejscu i okolicznościach. Jednak powrót do rysunku analogowego jest dla mnie miłą odskocznią. Niestety ze względu na brak czasu udaje mi się to zdecydowanie za rzadko.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Nawet, jeśli mamy do wykonania tatuaż realistyczny, który bazuje na zdjęciach to i tak trzeba wiedzieć jak dopasować go do anatomii, jak zagra światło i jak ułożyć kompozycję. Bez umiejętności rysowania te elementy mogą nie zagrać. Przeniesienie na skórę jest oczywiście sztuką, dobry realizm wygląda lepiej na skórze niż na projekcie.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

W dobie social mediów sprzedajemy nasze usługi przede wszystkim za pomocą zdjęć. Wiąże się to z tym, że taka fotka musi być estetyczna i przyciągać uwagę. Normalną rzeczą jest usunięcie mocnego zaczerwienienia skóry, zmiana jasności czy rozmycie tła. Jednak gmeranie przy samym tatuażu, prostowanie linii, wyciąganie kolorów do granic możliwości czy sztuczne pakowanie bieli jest zwyczajnie słabe. Czasem można się mocno sfrustrować, kiedy zdjęcie nie oddaje tego jak dobrze tatuaż wygląda w rzeczywistości, ale lepiej tak, niż na odwrót…

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumna?

Jestem dumna z każdego, który jest oparty na moim autorskim projekcie. Nawet z takich, które sięgają moich praktykanckich początków. W trakcie kariery z każdą pracą przychodzi progres, którego być może nie widać od razu, ale biorąc pod uwagę dłuższy okres czasu widzisz rozwój. Każda praca uczy. Jestem dumna, kiedy dostaję wiadomości, że ludzie chcą nosić na sobie wzór, który wyszedł spod mojej ręki, że podoba im się to jak ja widzę dany temat.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłaś?

W tej chwili nic nadmiernie dziwnego nie przychodzi mi do głowy. Wygląda na to, że wszystko przede mną (śmiech).

Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Jeśli mówimy o motywach neotradycyjnych to nie ma takich. Wciąż jestem głodna wszystkich kombinacji i wszystkie bardzo chętnie wykonuję. Natomiast nie lubię i nie robię opasek na rękach, mandali, delikatnych kobiecych motywów, minimalistycznych wzorów. Nie mam do tego cierpliwości i chyba jednak zbyt ciężką rękę. Zupełnie nie kręci mnie watercolor, sketch ani dotwork, choć często doceniam fajne prace w tych klimatach. Nie przepadam też za tatuowaniem postaci z kreskówek czy ilustracji 1:1, jest to dla mnie odtwórcze.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Myślę, że omdlenia już nie szokują mnie tak jak przy pierwszych razach. Natomiast szczerze zdziwiłam się, kiedy kilka razy musiałam brutalnie przerwać słodką drzemkę paru Klientom (śmiech).

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Tutaj chyba nie powiem niczego nowego – nie przychodzenie na sesje bez uprzedniego poinformowania. Jasne, zdarzają się sytuacje wyjątkowe, kiedy nie mamy głowy do odwoływania terminów. Jednak, jeśli wiesz, że jutro masz umówioną sesję a z różnych względów nie zamierzasz się na niej pojawić – po prostu daj znać, nie traćmy swojego czasu. Zmienimy termin a ja będę miała czas na zorganizowanie sobie pracy na ten dzień.  Druga rzecz, której nie potrafię zrozumieć to wysyłanie do tatuatora (i nie tylko) wiadomości typu „cena”, „ile” nawet bez żadnego dzień dobry czy pełnej formy zdania. Nie przestanie mnie to dziwić.

„Janusze tatuażu” to?

Janusza tatuażu według mnie charakteryzuje przede wszystkim brak warsztatu rysunkowego, plastycznego. Brak jakiegokolwiek poczucia estetyki. A za tym idzie brak progresu, który jednak owym Januszom zupełnie nie przeszkadza. To ludzie chwytający do ręki maszynkę, nie mając w niej nigdy ołówka, którzy braki w warsztacie tłumaczą „swoim stylem”. To także osoby, które nie zwracają uwagi na to, że tatuowanie to zabieg i nie przestrzegają żadnych zasad higieny narażając przez to też swoje zdrowie. Jeśli jednak potraficie rysować, malujecie, a tatuowanie to dla Was jedynie zmiana medium, którym tworzycie to jasnym jest, że trzeba je opanować. Dlatego osoby początkujące oczywiście nie powinny być nazywane Januszami.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Codziennie widzę prace wielu tatuatorów, którymi się zachwycam i które podsuwają mi pewną dawkę inspiracji. Na pewno prace Edka miały mocny wpływ na moje zamiłowanie do konturu i koloru. Bardzo podoba mi się nasza rodzima scena neotradycyjna, mocno śledzę też tą hiszpańską. Uwielbiam wszystko, co powstało w czasach secesji – od biżuterii, grafik, malarstwa, po meblarstwo i architekturę. Jeśli chodzi o malarstwo jestem fanką Tamary Łempickiej, Jacka Malczewskiego. Klimaty Beksińskiego i H.R Gigera też są bliskie mojemu sercu, chociaż tego w moich tatuażach raczej nie widać. Pewnie po głębszym zastanowieniu mogłabym wymienić dużo więcej nazwisk (śmiech).

Pobierz aplikację