Jelenia Góra: Bartosz Jaworski z Full Moon Collective

Święta geometria i od lat tylko czarna kreska. Wybrałem ten styl, a za tą decyzją w naturalny sposób odeszły wszelkie rozterki. W geometrii można odnaleźć wszystko, co jest potrzebne do stworzenia idealnego tatuażu. Czasem pod wpływem potrzeb klienta, inspiracji, wzbogacamy tatuaż o elementy realizmu.

Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Interesowałem się rysunkiem, to był sposób na relaks, na zabicie czasu. Od szkicowania prostą drogą rozpoczęła się fascynacja graffiti. Pierwsze wyjścia w miasto z puszkami. Jakieś sukcesy, wtopa, i ojciec wyciągający mnie z komisariatu. Któregoś dnia, kumpel zauważył moje rysunki na brzegu zeszytu i zapytał czy myślałem o tatuowaniu, że niby dobra kreska. Wtedy to skończyło się salwą śmiechu. Po roku ta rozmowa wróciła do mnie w dosyć przełomowym monecie życia, miałem odłożone jakieś pieniądze. Kupiłem pierwszą maszynkę, znalazł się chętny, który oddał kawał skóry na testy i tak to się dokładnie zaczęło.

Jak długo dziarasz?

Nie wiem, jak to się stało, wydaje mi się, że to zaledwie chwila to już ponad 6 lat!  W 2013 roku zacząłem pracę już profesjonalnie, w studio.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pierwszy raz – typowa amatorka jak z memów. Salon u kumpla, maszynka i tusz, ja z pomysłem na tribal, wzorem i stresem jak cholera. Ręka była stabilna, ale poprawka goniła poprawkę, stres robił swoje. Tatuaż wyszedł, z tego, co wiem, istnieje do dziś, ale wykonanie zabrało mi chyba ze 4 razy tyle czasu, co teraz. Po pewnym czasie, gdy już się wprawiłem, pisałem do ludzi, których tatuowałem na początku i robiłem im poprawki, za darmo w studio, bo nie byłem w stanie żyć, że świadomością, że mają to, co mają, a ja teraz mogę to zrobić lepiej.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Mam to szczęście, że chyba jedno i drugie! Jasne, że praca, bo to moje źródło utrzymania, ale takie, które pozwala mi z radością wstawać do roboty. Wcześniej pracowałem w różnych miejscach, pracę traktowałem poważnie, ale nie dawała mi satysfakcji. To mój styl życia, bo identyfikuje się z ze stylem, w jakim wykonuje tatuaże, wierzę w głęboki  sens tego, co robię i w drugą stronę, to, co robię pozwala mi żyć tak jak chcę, podróżować, poznawać siebie i świat, pracować z ludźmi, z którymi łączy mnie pasja, idee, poznawać nowych ludzi, uczyć się od nich. Mam sporo szczęścia i radość z tego!

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Ból pleców (śmiech). Poważnie, to w tym zawodzie musisz dbać o siebie. Ja się tego cały czas uczę i staram się pilnować.  Na 4 czy 5 dni pracy potrzebujesz solidnego odpoczynku dla oczu, bo i komputer i precyzyjne kłucie wymaga wytężonego wzroku. Pływanie, rozciąganie, joga lub inna forma rekreacji, dbania o kręgosłup to podstawa, bo przyjmujemy w tej pracy kosmiczne pozycje by wykonać precyzyjną linię. No i chyba na koniec zachwianie równowagi pomiędzy pracą a domem. Teraz się  pilnuję, mam wsparcie, ale kiedyś potrafiłem siedzieć w studio do 22.00, później sprzątanie i do kompa, bo trzeba było odpisać na maile, zamieścić coś w sieci, zrobić zamówienie. Dyscyplina i dobra organizacja mogą czasem uratować życie.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Moim zdaniem nie jest to łatwe, ale daję radę. Z wiekiem, doświadczeniem przychodzi grubsza skóra. Człowiek uczy się asertywności wobec różnych postaw i stawia własne bezpieczeństwo finansowe i renomę ponad wątpliwości i dziwne projekty. W tym kraju księgowa jest jak twoja matka, musisz wszystkiego pilnować, dbać o sprzęt, stale podnosić, jakość, współpracować na dobrych zasadach i dobierać ludzi, którzy będą wsparciem. Wiadomo, że na koniec miesiąca rachunki muszą się zgadzać a cała odpowiedzialność jest na Tobie. Każde zlecenie, jakiego nie przyjmiesz to też Twoja strata, ale trzymam się swoich zasad i na razie to się dobrze sprawdza.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Niestety nic szczególnego, taka na jaką było mnie wtedy stać. W sumie chyba nawet wtedy nie wiedziałem, że istnieją rotacyjne (śmiech).

Cewka czy rotarka?

Rotarka!

Czym teraz dziarasz?

Thunder od Cheyenne, dobra sprawdzona maszynka, praktycznie bezawaryjna. Teraz pewnie kupię kolejną do precyzyjnych linii, ale zostanę z tą marką

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Najłatwiej odpowiedzieć, że święta geometria i od lat tylko czarna kreska. Wybrałem ten styl, a za tą decyzją w naturalny sposób odeszły wszelkie rozterki. W geometrii można odnaleźć wszystko, co jest potrzebne do stworzenia idealnego tatuażu, czasem pod wpływem potrzeb klienta, inspiracji, wzbogacamy tatuaż o elementy realizmu, ale po raz podjętej decyzji poczułem wielkie zadowolenie. Teraz spełniam się w tej dziedzinie i bez stresu czy wyrzutów sumienia odmawiam, gdy ktoś przychodzi z pomysłem w innym stylu (to początkowo trudno było wyjaśnić  np. znajomym). Chcę być możliwie najlepszy w dziedzinie, jaką wybrałem i temu się poświecić!  Fascynują mnie możliwości, jakie za tym idą.

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka

Covery to jest zawsze trudna decyzja. Czasem się za to zabieram, gdy wiem, że mogę pomóc i efekt będzie zadowalający. Gdy widzę, że bez lasera się nie obędzie mówię o tym od razu i bardzo otwarcie. Chcę dawać ludziom najlepszą wersję pracy. Czasem nie ma sensu marnować ich i mojego czasu, zapału na grzebanie się w czymś skazanym na niepowodzenia. Blizny natomiast to u mnie w studio bardzo aktualny temat. Na jesień mamy zaproszonych kilka Pań, którym będę zakrywał blizny. Przygotowujemy się do tego solidnie.  Porządny wywiad, konsultacja z lekarzem, dobrane pod klientki znieczulenia a do tego planujemy specjalny czas, zwiększona uważność i wsparcie.  Czasem blizny to wiele poprawek, ból przy pracy i konieczność wprowadzania zmian już w akcie tworzenia, ale uważam, że tatuowanie może wprowadzić ogromną, pozytywną zmianę w życie człowieka i trzeba się takich rzeczy podejmować  żeby zwyczajnie pomagać.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Robię wyłącznie własne projekty. Słucham ludzi i analizuję to, z czym do mnie przychodzą, od intencji po inspirację. Tak jak mówiłem, geometria daje wspaniałe możliwości. Oczywiście wykorzystuje symbole znane od tysięcy lat i komponuję je z paternami, które przewijają się w moich pracach, ale każda kompozycja jest niepowtarzalna, każdy projekt, mimo iż wcześniej projektuje mandale czy elementy wypełnienia, powstaje dopiero na ciele klienta. To właśnie układ mięśni, proporcje i dysproporcje pozwalają na nałożenie linii, które podkreślą piękno człowieka, czasem udaje się coś ukryć, wydobyć. Miałem klientkę, która była zachwycona efektem końcowym nie tylko ze względu na wzór, ale odpowiednie nałożenie linii wysmukliło wygląd ramion, „wymodelowało” postawę. To jest ogromny, dodatkowy atut z możliwości pracy na dużych powierzchniach i z „wolną ręką”.

Są motywy, których masz dość lub, których nie robisz?

Jest ich cała masa i zwyczajnie już ich nie robię. Nie zrobiłbym też ważnego symbolu komuś, kto tego zupełnie nie rozumie i nie szanuje. Zanim przeszedłem całkiem w geometrię nie robiłem też z zasady symboli „walczącej Polski” lub z innej strony czegoś z pogranicza narodowców etc. Nie tatuuję ludzi poniżej 21 roku życia. Chcę, aby to były dojrzałe decyzje.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Korzystam z obydwu możliwości. Tablet daje gwarancję zachowania symetrii i proporcji, które są w mojej pracy bardzo ważne. Często pozwala przyśpieszyć/zracjonalizować projektowanie. Czas, jaki poświęciłbym na powtórki ręcznie mogę wykorzystać do skupienia się na budowie kolejnego symbolu/elementu… jednak ostatecznie tablet to tylko  wsparcie. Wykorzystuję wydruk tam gdzie się to wydaje odpowiednie, ale podstawa to rysunek ręczny i projektowanie już na ciele klienta.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

To takie pytanie na czasie i moim zdaniem podchwytliwe nieco. Jasne, że jeśli podchodzisz do tematu profesjonalnie to sztuką JEST złożenie projektu w programie i stworzenie kompozycji, która powala, ale… cholera ciężko to wyjaśnić. Tam się ta sztuka kończy. Projekt w programie graficznym jest sztuką tylko w tym programie, bo gwarancją powstania i przede wszystkim trwania przez lata na skórze pięknego tatuażu jest to czy umiesz wbić odpowiednio igłą czy nie, czy pociągniesz dokładnie linię czy nie, czy wiesz, jakie dobrać temu kontrasty, żeby dobrze to po latach wyglądało…. Olać program graficzny! Rysuj jak najwięcej na skórze!

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Nogi! 130 godzin pracy, dla Arka, żołnierza z Warszawy. Ja byłem pod wrażeniem jego wytrzymałości, a sam projekt mega skomplikowany, praktycznie wszystko rysowane z ręki, w ogromnej symetrii. Jedno z większych wyzwań w moim życiu i ogromna satysfakcja z wykonania.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś? Choć czy w sztuce może być coś dziwnego?

Napis Chupa-chups nad „wackiem”… (śmiech!)

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

W połowie pracy dziewczyna wstała i powiedziała, że idzie po kawę… wyszła i wróciła po 2,5h.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Z kopiami i niezdecydowanymi mam totalny spokój, bo nie prowadzę sam zapisów na tym etapie. Zajmuje się tym Asia, odsiewa wszystko, co jest „spoza zakresu mojej działalności”. Oczywiście robimy to z szacunkiem, staramy się przy ciekawych pytaniach odesłać ludzi do sprawdzonych tatuażystów, tych, którzy przychodzą po kopię staramy się naprostować, jak się nie udaje to odsyłamy z kwitkiem. Traktuję pracę  poważnie, więc z jednej strony daję swoje najlepsze, profesjonalne usługi, opiekę, prowadzimy klienta od samego początku do zamknięcia i ostatniej kropki na skórze, ale w zamian wymagam punktualności i solidności. Nie poprawie tatuaży po 3 latach, gdy ewidentnie widzę, że ktoś o niego nie dbał od samego początku, nie umawiamy też terminów bez zadatków, bo wyczerpał nam się limit cierpliwości „na pogrzeb babci” gdzieś w szkole podstawowej. Nadal zdarzają się sytuacje, gdy ktoś się burzy, bo termin może mieć na przykład za 11 miesięcy, wszyscy chcą slotów, ale to już jest wpisane w specyfikę tej pracy.

„Janusze tatuażu” to?

To zabawne, bo rozmawialiśmy o tym ostatnio z kumplem. Śmiejemy się, że jest już kolejny etap tego i teraz są „Dżejnushe”. Czy to określenie dla ludzi, którzy zaczynają? Tylko wtedy, gdy zamiast ćwiczyć rysunek i rękę, zapisać się na praktykę do studio, marnują 3 lata dziarając w domu na kanapie, w koszmarnych warunkach i ucząc się ( lub,  co gorsza nie!) na własnych błędach. Totalnym Januszem jest natomiast typ, który pod logo studio, mieniąc się profesjonalistą tworzy kasztany  za ciężkie pieniądze. Kradnie i kopiuje 1:1 cudze projekty i wrzuca je do sieci, jako własne. Januszem jest ten, który nie odmówi klientowi (ze względu na kasę) zrobienia czegoś, z czym ten nie będzie mógł za jakiś czas żyć.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

Ja za każdym razem robię zdjęcie i obrabiam je w PS, zdejmuję kolor skóry, aby uwydatnić wzór a zniwelować rumień i opuchliznę „po pracy”. Publikuję tylko czarno-białe zdjęcia, bo takie lubię. Moim  zdaniem na tym kończy się dozwolona ingerencja. Jak ktoś podkręca, jakość, dodaje cienie, których w rzeczywistości nie ma, ingeruje jakoś we wzór to to jest słabe. Dla mnie jest zwyczajnie oszustem.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Wzorem na początku był mój ziomeczek Piotr Szot i od niego się uczyłem. To jest wspaniałe w tym zawodzie, że połączyła nas wspólna pasja i od jakiegoś czasu pracujemy razem w moim studio w Karkonoszach. Na pewno Alex Grey i jego niesamowite prace oraz zespół muzyczny Tool, taki wiesz, mało znany! Oni są chyba z Podlasia, nie są fansy i rzadko coś nagrywają (śmiech!).

Zdjęcie Bartosza zostało wykonane przez Kasię Kaletkę
Specjalne podziękowania od TattooArtist dla Asi Klagi za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu.