Koluszki: Jarek „Butcher” z Tu Tatu Studio Tatuażu

W moich wzorach ocieram się o trash, grafikę, surrealizm, a czasami nawet delikatnie wplotę dotwork. Preferuję szarości. Raczej nie korzystam z kolorów. Wolę czerń.

Dziarasz już ponad 20 lat. Pamiętasz jeszcze jak to się wszystko zaczęło? Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Około 25 lat temu jeden z moich kolegów wykonał sobie tatuaż gdzieś w studiu na Śląsku, niestety nie pamiętam nazwy. On pochodził z Warmii, a ja z centralnej Polski i mieliśmy dobry rozrzut. On też najpierw złożył maszynkę z długopisu i silniczka magnetofonowego. Długo mnie nie namawiał na pierwszy tatuaż, który, na szczęście, przerwałem po 10 minutach. Miałbym teraz Indianina z nosem klauna. Niedługo potem sam zrobiłem maszynkę, to była moja pierwsza i ostatnia rotarka. I tak wykonywałem coś w rodzaju tatuaży na ciałach innych ludzi. Chętnych nie brakowało i tak to się zaczęło.

Tatuaże jak i bycie tatuażystą to chyba była spora abstrakcja jak na tamte czasy?

Tak, tatuaż wtedy nie był popularny jak teraz. Raczej utożsamiany był z więzieniem, co czasami było zabawne. Zwłaszcza w publicznych środkach lokomocji, kiedy ludzie rozchodzili się na boki w obawie, że ich pogryzę lub co gorsza zarażę czarnym tuszem. Środowisko tatuatorów było dużo skromniejsze…

To dla Ciebie praca czy styl życia?

Oczywiście, że jest to i praca i styl życia... Odkrywam coraz więcej nowych możliwości i cały czas rozwijam się, jako tatuator. A wszystkie rozmowy schodzą na...tatuaże. Czerpię dużo satysfakcję ze szkolenia moich współtowarzyszy pracy.

Czy po tylu latach jara Cię to jeszcze?

Tak, cały czas się tym jaram.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Im więcej pracuję, tym mniej czuję. Ani serce nie boli, ani dupa nie ściska.

Jak zaczynałeś nie było internetu, poradników, seminariów, sprzętu. Nie było tzw. branży. Jak to wyglądało wtedy?

Były już wtedy studia tatuażu, a ja byłem płotką z małego miasteczka z maszynką z długopisu. Moim źródłem inspiracji były niemieckie gazetki o tatuażu przemycane z Berlina. Gdy kupowałem pierwszą maszynkę od Żurawskiego, byłem tak niedoinformowany, że nie wiedziałem nawet o podziale na konturówki i do wypełnień.

Jak przez pryzmat czasu postrzegasz rozwój polskiej sceny tatuażu? Czy to już biznes przez duże „B”?

Według mnie, rozwój polskiej sceny nabrał większych obrotów, około 10 lat temu, kiedy pojawiły się rekiny biznesu przez duże „R”, skupieni bardziej na interesach niż na samych tatuażach.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Właścicielem jest moja mama, prezesem i managerem - moja żona, a ja tylko tatuuję i sprzątam.  Ciężko, ale sprawia mi to też dużo frajdy.

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?

Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. A jeżeli chcesz iść na swoje, żeby mieć więcej czasu, to zapomnij o tym.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pamiętam, bo robiłem na sobie. Nie bolało jak teraz. Stresu szczególnego nie było, ale była zajawka.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Walkmany dopiero pojawiły się na rynku, moja pierwsza maszynka miała silnik z radiomagnetofonu Maja 2. Tak kosztem słuchania muzyki zacząłem tatuować.

Cewka czy rotarka?

Pracuję tylko cewkami.  Zdarzyło mi się tatuować rotarkami, ale nie podeszły mi w ogóle. Maszynki cewkowe dają mi możliwość dopasowania sposobu ich działania do własnych potrzeb. W doświadczonych rękach dają pełną kontrolę swojej pracy, pozwalają szybciej uzyskać zamierzony efekt. Jestem w stanie używać igieł 23 magnum przy napięciu 3 V, bo zwiększenie prądu nie wpływa tak znacząco na siłę wbijania.

Czym teraz dziarasz?

Z mojego zbioru ponad dwudziestu cewek najczęściej używam teraz maszynek od Victora Portugala i Vlad Blad’a. Dziara się nimi zajebiście.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

W moich wzorach ocieram się o trash, grafikę, surrealizm, a czasami nawet delikatnie wplotę dotwork. Preferuję szarości. Raczej nie korzystam z kolorów. Wolę czerń.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Głównie tworzę własne projekty. Buszuję w internecie w poszukiwaniu najciekawszych realistycznych zdjęć, które są dla mnie punktem wyjścia. Inspiracją są też pomysły samych klientów. W projektach często nawiązuję do artystów, których wyjątkowo cenię (śmiech).

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Tak, aczkolwiek łatwo jest zrobić z małej plamy dużą plamę. Dlatego w takich projektach staram się wykorzystać jak najwięcej ze starego tatuażu. Aby zakryć bliznę, muszę bardzo starannie zakomponować wzór, bo źle dobrany może dodatkowo przyciągać uwagę defektu.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Realizm daje możliwość pracy z fotografią. Wykorzystuję programy graficzne i tablet do szybszego kreowania swoich wizji. Nie stronię od rysunku, kiedy tylko pozwala mi na to czas.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Nie każdy tatuator jest artystą, ale każdy powinien być dobrym rzemieślnikiem. Przenoszenie gotowych wzorów na skórę jest kwestią wyuczenia techniki. Natomiast wykonanie własnego zamysłu za pomocą różnych mediów, wymaga zaangażowania swojej wyobraźni i to już jest sztuką.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

To, co możemy zobaczyć w internecie nieraz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Smutne jest, że dochodzi do takich sytuacji w walce o klienta. Obróbka fotografii powinna mieć jakieś granice przyzwoitości, w końcu nie robi się tatuaży tylko do zdjęć.

Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?

Pierwszy tatuaż, jaki zrobiłem, jeśli dobrze pamiętam, to był mały zgrabny trybal na mojej nodze, na około dziesięć centymetrów. Wykonałem go w bardzo higienicznych, domowych warunkach, maszynką z długopisu. Byłem bardzo zadowolony aż przez rok, bo później przykryłem go jeszcze większym trybalem (śmiech).


Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Ze wszystkich jestem dumny, ale z żadnego nie jestem do końca zadowolony.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

Nie ma, co się dziwić różnym pomysłom. Czy wytatuowanie pralki jest dziwniejsze od wytatuowania czaszki tylko, dlatego, że jeden wzór jest aktualnie bardziej popularny od drugiego?

Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Najprościej jest odmówić wykonania jakiegoś motywu. Sztuką jest zrobić po raz tysięczny wilka z lasu i za każdym razem inaczej, aby nadać mu indywidualny charakter.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Przez moje ćwierć wieku tatuowania płacze i omdlenia nie robią już na mnie wrażenia. Ale niektórzy potrafią mnie jeszcze zaskoczyć. Pewien klient kieliszkiem zakrywał sutek, bo nie mógł znieść dotyku, a inna klientka miała takie łaskotki, że nie mogłem oprzeć dłoni na jej plecach.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Najbardziej mnie denerwuje, gdy ktoś nie traktuje mojej pracy poważnie i zapomni o umówionym terminie.

„Janusze tatuażu” to?

„Janusze tatuażu” byli, są i będą. Ale trzeba być niezłym łosiem, żeby pójść na tatuaż do takiego „Janusza”.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Gdy około 15 lat temu pierwszy raz zobaczyłem prace wykonane przez Volko i Simone z Buena Vista Tattoo Club, zrozumiałem, że tatuaż może wyjść poza pewien szablon.

A jak czujesz się, z tym, że to Twoje pracę podziwiają inni?

Miło mi.

Co doradziłbyś młodym marzącym o dziaraniu?

Nie kupujcie zestawów startowych, bo nie nadają się do pracy. Szkoda pieniędzy. Radzę rozpocząć naukę w studiu, gdzie tatuatorzy mają wieloletnie doświadczenie. Czym więcej go mają, tym lepiej. Praca tatuatora daje dużo satysfakcji, ale poza tym wymaga profesjonalnego podejścia. Skóra jest tylko jedna i klient będzie nosił ją całe życie.

Butchertattoo - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Butchertattoo - tatuażysta z Koluszki. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.