Przemyśl: Przemysław Jaśkiewicz z Draw Ink Tattoo

Staram się nie ograniczać do jednego stylu z dwóch powodów. Pierwszy – uważam, że doświadczenie nabyte w każdym stylu może się przydać w wielu sytuacjach. Np. realizując ciekawy projekt na konwent, mam możliwość połączenia dwóch styli, co może zostać docenione przez jury. Drugi powód - studio tatuażu musi być gotowe na każdy styl, w przeciwnym razie straci klientów. Osobiście gdybym miał możliwość wyboru pracy tylko w jednym stylu, zdecydowanie byłby to cartoon.

Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Od dziecka lubiłem rysować - wiem nie brzmi to oryginalnie, ale to zaprowadziło mnie do Liceum Plastycznego w Jarosławiu. Tam uświadomiłem sobie, że to właściwy kierunek, a wiedza zdobyta w w/w szkole ułatwia mi pracę każdego dnia. Następnym etapem było ukończenie Edukacji Artystycznej na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego ze specjalizacją grafiki a następnie rysunku i do dziś żałuję, że nie było to malarstwo.  Już na tym etapie miałem pracę, jako Młodszy Konserwator Archiwalny w Archiwum Państwowym w Przemyślu. Trochę odbiłem z kursu, ale zarabiałem też na rysowaniu portretów i karykatur na zamówienie. Na którychś wakacjach (to był chyba Egipt), zobaczyłem kiepsko robione tatuaże z henny przez lokalnych artystów plażowych, pomyślałem, że na pewno da się to zrobić lepiej. Spróbowałem, nie było to takie łatwe jak myślałem, ale przynajmniej zaszczepiło we mnie słowo tatuaż.

Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?

W 2016 postanowiłem kupić chiński zestaw do tatuowania i tak się zaczęło. Najpierw sztuczna skóra, później świńska skóra, aż w końcu pierwsza dziara na żywym organizmie. Po pierwszej dziarce powstało jeszcze kilka darmowych, ale musiał nastać moment, w którym zacząłem pobierać niewielkie opłaty za swoją pracę, aby móc rozwijać nową zajawkę. Każda zarobiona złotówka była inwestowana w sprzęt. Mimo warunków mieszkalnych, miałem wydzielony osobny pokój tylko do tatuowania i starałem się utrzymać higienę możliwie na najwyższym poziomie, zgodnie z wiedzą, którą miałem. Stworzyłem nawet logo „studia”, które namalowałem na ścianie w pokoju gdzie tatuowałem. Jako ciekawostkę dodam, że logo to, dziś jest logiem studia, które prowadzę z żoną. Przyszedł dzień, w którym zdałem sobie sprawę, że tatuowanie tylko weekendami nie przyniesie mi żadnego rozwoju (w tygodniu większość czasu absorbowała mi praca na etacie). Podjąłem decyzję, aby postawić wszystko na jedną kartę i rzucić wygodną posadę na rzecz tatuowania. W moim mieście na tamten czas było dwóch tatuażystów, którzy prowadzili swoje studia tatuażu. Byli dla mnie inspiracją, i dowodem na to, że można pracować i jednocześnie czerpać z tego przyjemność. U jednego z nich udało mi się podjąć pracę, jako tatuator. Przez rok sporo się nauczyłem, i już wiedziałem, że to była dobra decyzja. Następnie powstało studio, w którym aktualnie pracuję.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Myślę, że pół na pół. Zdecydowanie jest to moje hobby, bo jaram się na myśl o zrobieniu fajnego tatuażu, w którym mogę się wykazać i będzie to kolejna dziara do mojego portfolio, ale bywa też pracą, kiedy klient odrzuca moją propozycję projektu i chce wydziarać coś „oklepanego” – czuję się wtedy jak rzemieślnik.

A jak nie dziarasz to, co robisz?

Jak nie dziaram to spędzam czas z żoną i kotem na ulubionej kanapie przy fajnym filmie lub serialu. Lubię też postrzelać z wiatrówki lub wyskoczyć na ryby, jak nie ma brania to nawet da się odpocząć (śmiech). Mimo wszystko mam coś z pracoholika, bo jak nie dziaram więcej niż trzy dni, to czuję, że te dni są jakby „zmarnowane”, nie przyniosły mi żadnego rozwoju, nie dały fajnego tatuażu do portfolio.

Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?

Miałem być mechanikiem samochodowym! Ale moja śp. mama nakierowała mnie na właściwą drogę, i to dzięki niej robię to, co kocham i jednocześnie mogę z tego żyć. Miałem też przebłyski, aby zostać nauczycielem rysunku, dlatego zdecydowałem się na studiowanie Edukacji Artystycznej.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Wspólnie z żoną prowadzimy studio, gdyby nie jej pomoc, jako menadżera, który wszystko ogarnia poległbym po pierwszym tygodniu. Dodam, że trzeba mieć anielską cierpliwość i wyrozumiałość do potencjalnych klientów. Słowa uznania należą się również naszym księgowym, którzy od początku ogarniają za nas papierkową robotę, w większości dla nas niezrozumiałą jakby w obcym języku (śmiech).

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?

Nie jest to łatwe, ale odpowiednio dobrani ludzie dają sporą szansę na sukces. Nie ma nic gorszego niż grobowa atmosfera w studiu, automatycznie przekłada się to na klientów, którzy mają sporo czasu do obserwacji naszych zachowań. Pominę kwestię finansową, bo tu bywa różnie, ale jeśli robi się to z pasji to nie jest to kwestia priorytetowa. Bycie na swoim na pewno daje swego rodzaju swobodę w organizacji pracy, a co za tym idzie większą szansę na rozwój.

Lubisz guest spoty?

Nie byłem jeszcze na żadnym. Mimo kilku propozycji, covid trochę te plany pokrzyżował.  Mam zaplanowany mój pierwszy guest spot we wrześniu br.

A konwenty?

Konwenty towarzyszyły mi praktycznie od momentu podjęcia pracy, jako tatuator, dwa pierwsze w Warszawie i Lublinie, jako „obserwator”, ale każdy kolejny już, jako wystawca. Najmilej zaskoczył mnie Łódź Tattoo Days 2017, drugi konwent, jako wystawca i drugie miejsce w mojej kategorii tj. „Cartoon” na ponad 80 prac. Pamiętam, że był to dla mnie duży bodziec do działania, bo jednak coś tam potrafię. Później wpadło jeszcze kilka nagród, ale wiadomo, pierwsza jest najważniejsza. Aktualnie staram się minimum dwa razy w roku pojechać na jakiś konwent. I mimo, że zawsze są to dwa dni ciężkiej pracy w boksie, to wracam z jakimś nowym doświadczeniem i osobistym sukcesem, jeśli udało mi się zrealizować plan, jaki sobie założyłem, nawet, jeśli bez nagrody.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Na samym początku na pewno stres. Towarzyszył mi mimo wielu lat spędzonych na studiowaniu rysunku czy malarstwa, przyjmowaniu krytyki nauczycieli itp. Skóra to jednak trochę inne płótno, tu nie zmienię kartki czy blejtramu, nie użyję gumki do mazania. Potrzebowałem wielu godzin spędzonych z maszynką, aby poczuć się pewnie i przeskoczyć ten próg. Dziś za wadę uważam ból pleców, pozycja, jaką wymusza tatuowanie z czasem musi odbić się na naszym zdrowiu. Mimo, że regularnie trenuję, po tych sześciu latach pracy, jako tatuator wiem, co to ból pleców.

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?

Na pewno trzeba spróbować, jeśli czujesz, że to może być właściwy kierunek. Ale mimo wszystko uważam, że zanim weźmie się maszynkę do ręki powinno się przepracować jakiś czas rysując czy malując. Maszynka to tylko narzędzie, którego obsługi da się wyuczyć, ale brak wiedzy na temat kompozycji, proporcji czy cieni będzie widoczny nawet, jeśli ją opanujesz. Ważne jest też, aby umieć dostrzec własne błędy i potrafić wyciągnąć wnioski, unikać ich powielania. Lepiej spojrzeć na swoją pracę krytycznie niż się nią zachwycać, to moim zdaniem daje szansę na rozwój.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Dokładnie pamiętam ten dzień i stres, który mi towarzyszył. Dodam, że pacjent nadal żyje, jesteśmy sąsiadami i mijamy się praktycznie codziennie, a tatuaż jak na pierwszy wygląda całkiem dobrze (Tomek pozdrawiam, jeśli to czytasz!). Kolejni klienci przychodzili z polecenia, tatuowałem tylko weekendami, ale miałem, co robić.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Był to zestaw do tatuażu z maszynką rotacyjną, w której urwał się mimośród podczas jednej z sesji tatuażu. Nie miałem drugiej, więc musieliśmy przenieść sesję na inny termin. Każda kolejna była już stopniowo z wyższej półki.

Zobacz portfolio: Przemysław Jaśkiewicz

Cewka czy rotarka?

Nie mam dużego doświadczenia z cewkami, miałem tylko dwie i tatuowałem nimi bardzo krótko. Wiem, że w doświadczonych rękach potrafi robić cuda. Ponieważ uczyłem się tatuować sam, metodą prób i błędów, chciałem wyeliminować jeden z czynników, który mógłby mi to utrudnić tj., odpowiednie ustawienie maszynki. Nie mam pojęcia jak powinna brzmieć dobrze ustawiona cewka, dlatego przerzuciłem się na mniej wymagającą w obsłudze maszynkę rotacyjną.

Czym teraz dziarasz?

Aktualnie pracuję na maszynce firmy Ambition Soldier, dziara się nią super. Przede wszystkim jest to budżetowa maszynka, więc dostępna dla każdego, nawet początkującego tatuatora. Mając doświadczenie z kilkoma znanymi markami widzę dużą różnicę, na korzyść Ambition. Niewykluczone, że kiedyś spróbuję pracować na czymś innym, ale na dzień dzisiejszy to najlepsza maszynka, na jakiej pracowałem.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Staram się nie ograniczać do jednego stylu z dwóch powodów. Pierwszy – uważam, że doświadczenie nabyte w każdym stylu może się przydać w wielu sytuacjach. Np. realizując ciekawy projekt na konwent, mam możliwość połączenia dwóch styli, co może zostać docenione przez jury. Drugi powód - studio tatuażu musi być gotowe na każdy styl, w przeciwnym razie straci klientów. Można oczywiście zatrudnić kilku tatuażystów, każdego pracującego w innym stylu, ale nie zawsze można sobie na to pozwolić. Osobiście gdybym miał możliwość wyboru pracy tylko w jednym stylu, zdecydowanie byłby to cartoon. Niestety pracując w małym mieście, nie mogę „wybrzydzać”, i nastawić się tylko na jeden styl. Ma to też swoje plusy, bo nie wprowadzam do swojej pracy monotonii, która mogłaby mnie zniechęcić do dalszego rozwoju. Czarne czy kolor? Pół na pół, aby uniknąć monotonii.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Przeważnie projekty robię pod klienta. Zgodnie z jego wytycznymi, aby uniknąć nieporozumień. Oczywiście zawsze staram się doradzić i dodać coś od siebie, ale nie zawsze się to udaje. Inaczej wygląda to w kwestii konwentów lub gdy klient daje mi wolną rękę. Często to właśnie klienci mają fajne pomysły i są dla mnie inspiracją. Czasem jest to jedno hasło, czasem szereg przykładowych grafik z internetu, które pokaże. Kiedyś miałem sporo wolnych projektów do wzięcia, ale nie cieszyły się specjalnym zainteresowaniem. Niektóre do dziś wiszą na tablicy w studiu, i pełnią raczej funkcję ozdobną. Mam wrażenie, że dzieje się tak, bo klient przychodząc do studia często już wie, jaki tatuaż chce zrobić, ma już kilka przykładowych tatuaży i najchętniej zrobiłby identyczny. I tu często trzeba trochę z nim porozmawiać, aby przekonać go do zrobienia czegoś indywidualnego, co bywa trudne.

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Zdecydowanie tak, nie boję się coverów, ani pracy na bliznach. Oczywiście zawsze jest to dla mnie wyzwanie i pracuje się ciężej niż na czystej skórze, ale daje też sporo satysfakcji. Dzięki zakrytym bliznom wielu moich klientów czuje się swobodniej w życiu, bo tatuaż odwraca od nich uwagę. Podobnie jest z coverami. Oczywiście nie wszystko da się zakryć, ale i tak udało mi się uratować wiele błędów młodości.

Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?

Przeważnie czas oczekiwania to trzy miesiące. Zapisy prowadzę przez fanpage na Instagramie, Facebooku, telefonicznie lub osobiście. Nie korzystam z w/w platform bookingowych.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Mimo, że jak już wspomniałem lubię rysować, to ze względu na brak czasu zdecydowanie wybieram program graficzny. Daje możliwość szybkiej pracy i wprowadzania ewentualnych korekt. Jednak nie dotyczy to każdego projektu, niektóre wymagają mocnej linii, wtedy przydatny jest tablet graficzny. Z tradycyjnej kartki zrezygnowałem, chociaż kiedyś powstało kilka projektów rysowanych piórkiem.

Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?

Dla mnie prościej jest coś przenieść na skórę niż zrobić projekt. Po prostu nie lubię ich robić. Dużo zależy oczywiście od klienta, bo to on często narzuca nam pewne wytyczne, których muszę się trzymać. Zdecydowanie lepiej pracuje się jak ma się wolną rękę w kwestii projektu.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

Na pewno nie jest to fair w stosunku do potencjalnego klienta, i takie trochę oszukiwanie samego siebie. Ale oszukiwani jesteśmy codziennie i na każdym kroku, chociażby reklamą w tv. Ja traktuję każdy tatuaż, który wykonuję, jako moją wizytówkę, którą oglądać i oceniać będzie wiele osób, niekoniecznie z pozycji telefonu czy komputera. Dlatego unikam znacznej ingerencji w zdjęcia swoich tatuaży. Chociaż często ciężko o dobre zdjęcie, szczególnie po ośmiu czy dziesięciu godzinach tatuowania, gdzie światło znacznie się zmieniło od początku sesji. Zdarzyło mi się rozjaśnić lub ściemnić zdjęcie, jeśli wyglądało gorzej niż tatuaż na żywo, ale wszystko w granicach rozsądku, zgodnie z własnym sumieniem.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Najbardziej jestem dumny z tatuażu, który powstał w dużej mierze, bo klient (obecnie przyjaciel - kolejny atut bycia tatuażystą - poznawanie nowych ludzi), dał mi wolną rękę, rzucił tylko temat „Asterix i Obelix, robimy rękaw”. Oczywiście cartoon, więc styl, w którym czuję się najlepiej. Zewnętrzną stronę ręki, nie małej ręki, zrobiłem w dwie sesje po 9 godzin każda. Kontynuację tego rękawa tj. wewnętrzną stronę zrobiliśmy w lipcu na Wrocław Tattoo Konwent 2022. Przy tym tatuażu naprawdę fajnie się pracowało, mimo wielu godzin spędzonych w boksie.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłem to zegar na dłoni, niby nic dziwnego, ale był to pierwszy tatuaż klienta i prawdopodobnie ostatni. Dla mnie dłoń jest zakończeniem rękawa – i to nie zawsze.

Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Tak, mam dość wilków w lesie, był nawet moment, że miałem po dwa wilki w tygodniu. Jest to wymagający tatuaż i można go zrobić na różne sposoby, ale co za dużo to nie zdrowo, więc zdarzyło mi się odmówić, bo miałem dość. Nie robię tribali i tatuaży polinezyjskich. Przy tych drugich uważam, że trzeba się specjalizować, bo to nie jest tylko „wzorek”, tu każdy element coś znaczy.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Widziałem już chyba wszystko, były omdlenia (każde inne), krzyki, płacz, prądu też niejednokrotnie zabrakło. Ostatnio nawet 20 żołnierzy U.S.A. wparowało do studia po dziarkę, bo mieli dzień wolny, a niedaleko stacjonują. Ale najbardziej utkwiło mi w pamięci trzech francuzów, którzy zrobili sobie identyczny tatuaż i w tym samym miejscu, co ich poległy na Ukrainie przyjaciel, a na drugi dzień pojechali na Mariupol eskortować rodziny z dziećmi do Polski.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Jest dużo rzeczy, które mnie irytują, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, każdy jest inny w dodatku codziennie w innym nastroju, ale staram się jakoś to znosić. Na pewno nie lubię jak mi ktoś krzyczy do ucha, bo boli, nie trawię też jak klient zmienia mi pozycję patrząc, na jakim etapie jestem (chociaż i tak nic nie widzi) w momencie, gdy tylko na chwilę obróciłem się, aby nabrać tusz. Później muszę ponownie go ustawiać, przesunąć światło jednocześnie trzymając w drugiej ręce maszynkę, z której tusz kapie na ziemię (śmiech). Ale szczytem jest, gdy klient się targuje, chce zniżkę, bo przecież to nie jest jego pierwsza dziara. Idąc do sklepu po chleb czy bułkę, raczej się nie targuje przy kasie tłumacząc, że to nie jest jego pierwszy zakup w tym sklepie. A przecież bez tatuażu da się żyć, bez jedzenia i wody już nie.

„Janusze tatuażu” to?

Janusz tatuażu to według mnie osoba, która nie posiada żadnych zdolności manualnych a mimo to chwyta za maszynkę myśląc, że ona zrobi resztę no i później powstają takie perełki. Staram się tego nie oglądać, boję się, że to zaraźliwe. Zawsze się zastanawiałem skąd takiemu Januszowi przybywa klientów, ale to chyba oczywiste, że kwestia finansowa odgrywa tutaj główną rolę. Nie raz spotkałem się z pytaniem czy zrobię tatuaż taki „do pincet złotych”. Na wielu rzeczach można oszczędzać, ale nie polecam tego robić przy tatuażu. Oczywiście cena nie zawsze jest wyznacznikiem, jakości, portfolio artysty to podstawa. Januszem nie nazwałbym początkującego tatuażysty, któremu nie jest obce rysowanie, malowanie czy inna forma sztuki. Bo taka osoba często potrafi dostrzec swoje błędy i wyciągnąć wnioski a progres to tylko kwestia czasu.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Nie uważam, że mam „swój styl”, często na studiach spotykałem się z tym określeniem w odniesieniu do moich prac, ale sam nie potrafiłem tego dostrzec. Widzę natomiast spójność i styl w portfolio innych artystów. Moją największą inspiracją był Steve Butcher, zresztą nadal nią jest. Zawsze jarał mnie w tatuażu detal a u niego go nie brakuje. Marcin Insekt Polak, Maksims Zotovs, u nich również detal robi robotę. Ponadto jest wielu tatuażystów z polskiej i zagranicznej sceny, których dziary codziennie uświadamiają mi ile jeszcze muszę pracować, aby chociaż trochę zbliżyć się do ich poziomu. Myślę, że to taki nieustanny proces wskakiwania oczko wyżej w rankingu, prawie jak w grze komputerowej (śmiech).

Pobierz aplikację