Chrzanów: Marcin „Insekt” Polak z Totem Studio

Wywiady - Artyści tatuażu sie 31, 2020
Obecnie skupiam się na dwóch stylach. Surrealizm w autorskich pracach, o których trochę później i realizm. Najlepiej kolorowy, ale szarości też wchodzą w grę, po prostu staram się oddać to, co widzę w najbardziej naturalny sposób. Unikam sklejania kilku referencji, preferuję jeden obraz zajmujący dostępne miejsce, na którym można skupić się na detalach i zachowaniu wierności ze zdjęciem. Lubię prace z efektem głębi ostrości gdzie część jest ostra z dużą ilością detali, a cześć rozmazana i niedopowiedziana. Pozwala to fajnie prowadzić oko osoby oglądającej, możemy wręcz je pokierować tam gdzie chcemy.

Dziarasz już około 20 lat. Pamiętasz jeszcze jak to się wszystko zaczęło? Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Cześć wszystkim! Faktycznie już blisko 20 lat zajmuje się tatuażem. Czasami nawet dla mnie to brzmi nierealnie, bo to już ponad połowa mojego życia. Dodajmy do tego fakt, że jak zaczynałem to nie miałem nawet skończonych 16 lat i nigdy nie zajmowałem się zawodowo niczym innym. Moja przygoda z tatuażem zaczęła się, jak na tamte czasy nietypowo. Mój tata miał już studio i to właśnie on pomagał mi stawiać pierwsze kroki. Obyło się bez dziarania w piwnicy jakąś wydumaną maszynką z nie wiadomo, czego. Moje początki powiedzmy, że były profesjonalne, chociaż jak przypominam sobie jak to wszystko wtedy wyglądało to jedynie za głowę się złapać, jak bardzo ta branża poszła do przodu. Praktycznie wszystko, czego się wtedy uczyłem, dzisiaj robi się inaczej lub nie robi w ogóle. Ze względu na mój wiek, tata na początku nie chciał mnie zacząć uczyć i w sumie nie dziwię mu się. Smarkacz chodzący jeszcze do liceum miał już zajmować się tatuowaniem? Nie pamiętam już, w jaki sposób się przekonał lub co go skłoniło do tej decyzji, ale na początku lutego 2003 roku złapałem za maszynkę i pod jego okiem zrobiłem pierwszy tatuaż, który do tej pory nosi na swoim udzie. Ciężko to wszystko nazwać pomysłem na siebie. Nie wiedziałem, że tatuaż będzie tak ogromną częścią mojego życia, a na pewno wtedy tego nie planowałem. To było dla mnie naturalne i nie rozpatrywałem tego, jako życiowa decyzja, nie miałem też żadnego wykształcenia plastycznego, chociaż rysunek odkąd pamiętam przewijał się w moim życiu. Tak właśnie się wszystko zaczęło, chodziłem jeszcze do liceum, gdy już robiłem dziarki ludziom, którzy niejednokrotnie mówili mi na pan.

Tatuaże jak i bycie tatuażystą to chyba była spora abstrakcja jak na tamte czasy?

W tamtych latach tatuaż na pewno był czymś zupełnie niecodziennym, często odbieranym negatywnie i kojarzonym z kryminałem. Chociaż z perspektywy nastolatka, który te tatuaże robił, było to coś wyjątkowego i super cool. Pamiętam, że jeszcze chodząc do szkoły ludzie już mnie kojarzyli, że to właśnie ja robię dziary, ot taki przywilej niedużego miasta, w którym znajdowało się studio. To było dosyć fajne uczucie, chociaż pamiętam też, że sporo osób pod pretekstem znajomości chciała tańszych, lub zupełnie za darmo, tatuaży. Pamiętam sytuacje, gdy w dniu matury, przed egzaminem robiłem komuś tatuaż, ubrany w garnitur i owinięty ręcznikami papierowymi, żeby przypadkiem się nie pobrudzić. Tamte czasy wspominam na luzie i z uśmiechem. Nie przypominam sobie żebym miał jakieś problemy związane z takim zawodem, a raczej na odwrót, fajnie było robić coś nietypowego. Pamiętam też, że w dniu, gdy skończyłem liceum, cieszyłem się, że wreszcie będę miał więcej czasu na pracę w studiu, a nie siedzenie w szkole.

Czy po tylu latach jara Cię to jeszcze? To dla Ciebie praca czy styl życia?

Nie wiem, na czym to polega, ale nawet po tylu latach cały czas cieszy mnie sam proces tatuowania. Czemu tak jest? Nie mam pojęcia i nie staram się tego zrozumieć, po prostu to robię. Nawet mogę śmiało powiedzieć, że teraz, gdy już dokładnie rozumiem, co robię, cieszy mnie to jeszcze bardziej. Powiedziałbym o sobie, że nie pracuje, bo robię to, co kocham, ale moja żona twierdzi, że jestem pracoholikiem, więc ciężko stwierdzić jak jest naprawdę. Żeby znaleźć się w obecnym miejscu, musiałem ciężko pracować, musiałem nadrabiać brak wykształcenia plastycznego, który z czasem zaczął mi bardzo doskwierać. Musiałem pokonywać bariery pracy w małym miasteczku, w którym bardzo szybko byłem najlepszy, bo praktycznie nie miałem konkurencji, więc sam musiałem stawiać sobie poprzeczki. Co zabawne, miałem nawet taki moment w karierze, że uważałem siebie za bardzo dobrego tatuatora, dopiero, gdy pojechałem na pierwsze konwencje i guest spoty, zderzyłem się ze światową sceną. Uświadomiłem sobie jak dużo mam do zrobienia i jak wiele jest przede mną. Czy mogę, więc powiedzieć, że to nie jest dla mnie praca? Nie wiem, robię to już tak długo, że na pewno jest to moim życiem. Nie znam niczego innego, niczym innym się nie zajmowałem, tatuaż jest częścią mnie i nie zanosi się by mogło być inaczej.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Pewnie zabrzmi to bardzo błaho, ale codziennie sobie powtarzam, że wygrałem życie. Robię to, co kocham, dzięki tatuażom zobaczyłem wiele ciekawych miejsc, poznałem masę niesamowitych ludzi, przyjaciół. Dzięki tatuażom poznałem żonę, której wiele zawdzięczam, mam w niej wsparcie i niejednokrotnie to ona mnie motywowała do dalszego działania, za co bardzo jej dziękuję. Jako specyficzna osoba mająca problemy w kontaktach z ludźmi, w tej branży jakoś się odnajduje, nie muszę niczego udawać, mogę być sobą i żyć w zgodzie ze sobą. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić innego zawodu, w którym mógłbym żyć z taką swobodą. Czy są jakieś wady w tym zawodzie? Nawet, jeśli są, to szkoda szukać czegoś na siłę, bo, po co. Oczywiście mówię to z mojej perspektywy, będąc już w tym konkretnym miejscu. Nie chcę nikogo wprowadzić błąd, że jak weźmie w dłoń maszynkę to życie nagle staje się kolorowe i nic więcej nie trzeba robić.

Jak zaczynałeś nie było internetu, poradników, seminariów, sprzętu. Nie było tzw. branży. Jak przez pryzmat czasu postrzegasz rozwój polskiej sceny tatuażu? Czy to już biznes przez duże „B”?

Zaczynałem w bardzo małym miasteczku i przez pierwsze lata raczej skupiałem się na swoim rozwoju, bez świadomości o istnieniu branży. Pamiętam, że docierały do nas jakieś magazyny o tatuażach, głownie zza zachodniej granicy, ale to był jakiś inny, nierealny świat. Może po części przez młody wiek i sytuacje, jaką wtedy mieliśmy, bardziej skupiałem się na lokalnym froncie. To były czasy, gdy nie było, aż tak dużo klientów. Pamiętam, zwłaszcza w zimy bywały tygodnie, że mieliśmy tylko kilka zapisanych osób. Dopiero w późniejszych latach zacząłem jeździć na konwencje, scena była już wtedy mocna i musiałem dużo nadrabiać by się w ogóle do niej zbliżyć. Pamiętam jak niektórzy tatuatorzy patrzyli na mnie z góry jak się przyglądałem jak pracują, a to ja trzymałem dłużej maszynkę w rękach niż oni. Wtedy jednak to nie miało znaczenia i z perspektywy czasu wiem, że przegapiłem swój start na scenie, który spokojnie mógł się odbyć dużo wcześniej. Obecnie polska scena tatuażu jest jedną, z najmocniejszych na świecie i jestem dumny, że mogę być jej częścią. Mamy wiele wspaniałych artystów i cały czas musimy się rozwijać by być na topie. W obecnych czasach tatuaże stały się bardzo popularne, wręcz modne. Branża rozwija się niesamowicie szybko, a to niestety niesie za sobą też wady. Co chwila otwierają się nowe studia, a za tatuowanie zabierają się osoby bardziej zajawione na fajny styl życia, niż chcące robić to z pasją. Życie pewnie zweryfikuje sporo takich przypadków, ale czasami źle się na to patrzy. Mimo wszystko na pewno jest to już duża branża, której nic nie zatrzyma i będzie się cały czas rozwijać i być z nami.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Teraz jestem właścicielem studia, ale go nie otwierałem. Studio przejąłem po tacie, z którym na początku pracowałem, teraz jest już na emeryturze. Na przestrzeni tych lat, nawet w prowadzeniu studia dużo się zmieniło, praktycznie wszystko robi się inaczej. Moim zdaniem teraz jednak jest dużo łatwiej, kiedyś w każdym aspekcie się eksperymentowało, nie było jednej słusznej drogi. Oczywiście to nie znaczy, że teraz każde studio jest takie samo i wszyscy idą jedną ścieżką, chodzi o to, że są pewne standardy, których trzeba się trzymać, łatwiej też o informacje czy pomoc jak ogarnąć poszczególne aspekty. Jednak samo prowadzenie studia nie jest jakoś szczególnie trudne, może na początkach nie było tak łatwo, ale nie pamiętam jakiś konkretnych przypadków, które sprawiałyby problemy. Jeśli miałbym wskazać jakąś szczególnie trudną rzecz w prowadzeniu studia, to chyba był by to dobór ludzi, z którymi się pracuje. Dla mnie to bardzo ważne, jaka atmosfera panuje w studiu i nie wyobrażam sobie pracy z ludźmi, z którymi nie czuję się komfortowo i swobodnie. Nie przepadam za zbyt dużym natłokiem ludzi, czym więcej osób tym też trudniej wszystko opanować, na tą chwilę jest nas czworo, troje tatuatorów i manager/piercer w jednej osobie. Ekipa na pewno się powiększy, ale tylko, jeśli znajdę kogoś pasującego do naszej paczki.

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?

Hmm, ciężko dawać takie rady, na pewno każdy ma swój sposób i wizję jak prowadzić studio. Jeśli miałbym jednak dać jakieś, to róbcie wszystko w zgodzie ze sobą. Jest to ogromna część naszego życia i ważne jest by pracować w komfortowych dla nas warunkach. Zatrudnijcie dobrego księgowego. Papierologia to jakiś dziwny aspekt z innej planety i próba zrozumienia tego wszystkiego na pewno pochłonęłaby zbyt dużo czasu, który można poświęcić na chociażby rozwój swoich umiejętności. Zdecydowanie najważniejsza sprawa to znalezienie dobrego managera. Jest to osoba, która musi mieć wszystko pod kontrolą, jeśli chodzi o samo studio, zamówienia, zaopatrzenie, wszystko, bez czego studio nie będzie dobrze działać. Do tego też musi mieć dobry kontakt z ludźmi, to właśnie z managerem kontaktują się w pierwszej kolejności klienci i ważne jest, jakie wrażanie na nich pozostawi. Dobrze też, jeśli manager ma spore pojęcie o samym tatuażu i artystach, z którymi pracuje, pomaga to ustalić z klientem podstawowe aspekty, bardzo to odciąża tatuatorów, którym dużo łatwiej się dogadać z klientem, który po rozmowie z managerem ma pojęcie, czego może się spodziewać i rozumie już wszystkie podstawowe aspekty. Tak, zdecydowanie dobry manager to fundament studia.

Uczestniczysz w międzynarodowych konwentach, jako artysta i członek jury. Jak na tym tle oceniasz poziom naszych krajowych tatuażystów?

Bez dwóch zdań, mamy jedną z najmocniejszych scen na świecie. Poziom tatuażu w Polsce jest bardzo wysoki i to widać właśnie na międzynarodowych konwencjach. Sam niejednokrotnie, jako członek jury na zagranicznych eventach wręczałem nagrody właśnie naszym rodakom. To jest super uczucie być tatuatorem właśnie w Polsce, gdzie poziom jest tak wysoki, że nie można się zatrzymać nawet na chwilę. To daje dużo motywacji i pcha do przodu by cały czas się rozwijać.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pierwszego lutego 2003 roku zrobiłem pierwszy tatuaż, to był kilkunastu centymetrowy tribal, w połowie wypełniony na czarno, a w połowie cieniowany. Robiłem go mojemu tacie na udzie. Miał tam już kilka dziarek od innych osób, które uczył tatuować. Dołożyłem tego tribala do jego kolekcji, którą do tej pory nosi. Robiliśmy go w studiu, normalnymi maszynkami. Cały czas pod jego okiem, więc na bieżąco podpowiadał i tłumaczył, co robić. Nie pamiętam, żebym był jakoś szczególnie zestresowany, to było ekscytujące przeżycie i pamiętam, że przez cały ten czas miałem ogromnego banana na buzi. Sam tatuaż wyszedł całkiem nieźle. Dobrze się zagoił i do tej pory siedzi na udzie taty. To właśnie jemu zrobiłem pierwsze cztery tatuaże. Później byli znajomi i koledzy, ale dosyć szybko pojawiali się już normalni klienci. Przez problemy zdrowotne taty, dosyć szybko przejmowałem stanowisko głównego tatuatora w studiu, on oddawał mi swoich klientów, a nowi umawiali się już do mnie. W listopadzie tego samego roku przenieśliśmy studio na nowe miejsce i od tamtej pory już byłem jedynym tatuatorem w studiu. Tata zajmował się jego ogarnianiem i piercingiem.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Zaczynałem oczywiście na cewkach, wtedy innego wyboru nie było. Prawdopodobnie były to jakieś cewki z workhousu, 8 zwoi do konturu i 10 do większych zestawów igieł. Kiedyś nie było tak łatwo o sprzęt, korzystało się z tego, co po prostu było dostępne i samemu dokonywało regulacji używając różnych sprężyn i innych tricków. Nie wspominając o tym, że igły trzeba było samemu lutować…

Cewka czy rotarka?

Zdecydowanie stawiam na maszyny rotacyjne i to z kilku powodów. Oczywiście najważniejsze jest jak daną maszyną się pracuje i czy po prostu pasuje do mojego stylu tatuowania, mam na myśli sposób, w jaki pracuję ze skórą, a nie czy realistyczne czy graficzne itd. Niektóre maszyny są zbyt mocne lub zbyt delikatne do mojego sposobu tatuowania i praca taką maszyną nie jest komfortowa, co odbija się na czasie pracy i nawet na efekcie końcowym. W rotarach bardzo cenię wygodę użytkowania, te maszyny są praktycznie bezobsługowe i nie trzeba wiecznie przy nich majstrować, jak to ma się do cewek, w których cały czas trzeba coś regulować czy podkręcać. Pamiętam jak pierwszy raz wziąłem do ręki rotację od Cheyenne, byłem zachwycony, że nie trzeba tam nic ustawiać, pakujesz do worka i możesz dziarać. To był duży przeskok dla mnie, głównie przez swobodę pracy, a do tego możliwość pracy wieloma kartridżami z jedną maszynką bez konieczności przygotowywania osobnej cewki to każdego zestawu igieł. Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie wrócić do dziarania cewką, czuję, że to byłby krok w tył.

Czym teraz dziarasz?

Tak na prawdę nie testowałem jakiejś wielkiej ilości maszynek. Sprawdzałem po prostu jak działają pewne rozwiązania konstrukcyjne, nie było sensu sprawdzać maszyn, które działają tak samo tylko różnią się logiem. Obecnie wróciłem do Ink Jecty Nano. Przed nią chwilę pracowałem Mionem, ale nie jestem zwolennikiem penów ze względu na brak jednorazowych gripów. Nano jest też trochę delikatniejsza dla skóry, co pozwala mi więcej dłubać w jednym miejscu. To jednak nie znaczy, że każdemu ta maszyna będzie dobrze leżeć. Dobór narzędzi to bardzo indywidualna sprawa, trzeba sporo testować i sprawdzać, co działa dla nas najlepiej. Ważne żeby maszyna dobrze pasowała do naszej ręki, nie należy się sugerować, że jeśli ktoś inny używa danej maszynki to ona będzie tak samo nam pasować. Zauważyłem taką tendencje u osób, które dopiero zaczynają przygodę z tatuażem, że pytają o wszystkie aspekty techniczne. Jaka maszynka, jakie napięcie, jakie igły i ile je wystawić z dziobu, itd… To jak szukanie magicznego składnika X, który sprawia, że tatuaż będzie lepszy. Taki składnik nie istnieje, wszystko leży w umiejętnościach i doświadczeniu.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Obecnie skupiam się na dwóch stylach. Surrealizm w autorskich pracach, o których trochę później i realizm. Najlepiej kolorowy, ale szarości też wchodzą w grę, po prostu staram się oddać to, co widzę w najbardziej naturalny sposób. Unikam sklejania kilku referencji, preferuje jeden obraz zajmujący dostępne miejsce, na którym można skupić się na detalach i zachowaniu wierności ze zdjęciem. Lubię prace z efektem głębi ostrości gdzie część jest ostra z dużą ilością detali, a cześć rozmazana i niedopowiedziana. Pozwala to fajnie prowadzić oko osoby oglądającej, możemy wręcz je pokierować tam gdzie chcemy.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Oczywiście również przygotowuje autorskie projekty i tutaj skupiam się trochę na innych aspektach. Najważniejszymi są temat i kompozycja. Uwielbiam duże formaty, na których staram się przedstawić jeden motyw, ale najważniejszy jest sam temat. Lubię prace, które dają do myślenia i skłaniają do chwili zastanowienia, nie uciekam od rzeczy kontrowersyjnych i nazwijmy to bolączek naszego świata. Dlatego właśnie inspiracją może być praktycznie wszystko, nie tylko jakiś obrazek czy grafika, ale właśnie samo zagadnienie. Przygotowanie projektu to już bardziej skomplikowana sprawa. Autorskie prace opieram na przygotowanych przeze mnie modelach 3d. Nie jest to proste, ale daje praktycznie nieskończone możliwości i ogranicza nas tylko wyobraźnia. Same początki przygody z trój-wymiarem nie były takie proste. Podchodziłem do tego kilka razy i pierwsze rzeczy, które udawało mi się stworzyć nie nadawały się do niczego. Jeśli dobrze pamiętam to dopiero za czwartym podejściem i pewnie po setkach godzin spędzonych z programami 3d udało mi się zrobić projekt, z którego powstał tatuaż. Pamiętam, że przygotowanie projektu zajmowało mi znacznie więcej czasu niż samo jego wytatuowanie na skórze, więc nie nazwałbym tego efektywnym sposobem na przygotowanie wzoru. Chociaż pracuję już w ten sposób od ładnych kilku lat, nadal rozwijam tę technikę i przede mną jest zdecydowanie więcej do osiągniecia niż zrobiłem do tej pory. Jest to niesamowite narzędzie, ale opanowanie go jest niezwykle czasochłonne i wymaga wiele samozaparcia.

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Jeśli tylko klient, któremu mam zakryć tatuaż jest otwarty na propozycje i nie oczekuje cudów w postaci zakrycia czegoś mniejszym wzorem, albo czymś bardzo jasnym i delikatnym to nie ma problemu. Covery to bardzo specyficzna forma pracy i osoba chcąca coś przykryć musi być gotowa na współprace i liczyć się z tym, że nowy tatuaż będzie większy i pewnie ciemniejszy. Oczywiście wszystko zależy od konkretnego przypadku, zdarza się, że nowy tatuaż wcale nie musi być większy, wystarczy odpowiednio dopasować projekt. Mam na koncie kilka bardzo ciężkich coverów, ale w każdym z nich miałem praktycznie wolną rękę w przygotowaniu projektu. Nawiasem mówiąc to jest chyba najlepsza forma współpracy klienta z tatuatorem, jeśli dostajemy wolną rękę to właśnie wtedy wykonujemy swoje najlepsze prace i tu nie mówię tylko o coverach, ale ogólnie o każdym tatuażu. Jeśli klient decyduje się na tatuaż właśnie ode mnie, to raczej zna moją galerię prac i wie, czego może się ode mnie spodziewać. Troszkę inna sytuacja natomiast jest z bliznami, tutaj największe znaczenie ma już sama blizna. Kształt, faktura skóry, umiejscowienie to wszystko ma wpływ na to, co można na niej zrobić, oczywiście musi być w pełni zagojona by w ogóle była mowa o jej ruszeniu.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Zdecydowanie digital! Trzeba szanować drzewa i wykorzystywać dobra techniki, a dodatkowo praca w programie graficznym jest szybsza, pozwala na nanoszenie zmian, na które papier nie pozwala. Jak mam być szczery to nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio narysowałem coś na kartce i nie czuję się z tym źle. Komputer czy tablet daje bardzo duże możliwości i przy dzisiejszej technice nawet „feeling” rysowania jest podobny. To kolejny aspekt dzisiejszych czasów, który trzeba wykorzystywać, bo daje nam swobodę i bardzo ułatwia pracę. Na kartce papieru nie przygotuję też modelu 3d i jeśli chodzi o przygotowanie projektów pod tatuaż to zdecydowanie wygrywa komputer. Oczywiście, nie chce tutaj nikogo przekonywać i nie twierdzę, że digital całkowicie zastępuje naturalne media. To jest moje odczucie i przejście na digital było dla mnie dużym krokiem w przód i to do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie pracy bez znajomości Photoshopa.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

To jest bardzo trudne zagadnienie i nie wiem czy mam na nie odpowiedź. Jedno i drugie nazwałbym bardziej rzemiosłem niż sztuką. Oczywiście żeby przygotować projekt składając kilka zdjęć musimy posiadać, chociaż podstawową wiedzę plastyczną. W takim projekcie wszystko musi się zgadzać i sklejenie kilku losowych zdjęć tak na oko niekoniecznie przyniesie dobry efekt. Pewnie niektórzy powiedzą, że dobry projekt tatuażu musi powstać całkiem od zera, ale w takim razie tatuaż realistyczny nie miałby sensu, nie zawsze możemy sami zrobić zdjęcie, które posłuży, jako referencja na projekt. Tylko kilka razy zrobiłem tatuaż na podstawie zdjęcia, które sam zrobiłem. Bardzo częstym zjawiskiem jest kopiowanie dobrych zdjęć z Internetu na skórę, sam tak robię przy tatuażu realistycznym. Czy jest to sztuka? Nie wiem, nigdy nie rozpatrywałem tego pod tym kątem, dla mnie w tatuażu najważniejszy jest efekt końcowy. Idąc dalej takim tokiem myślenia, to moje tatuaże autorskie są sztuką, bo wykonałem cały projekt od zera, a wszystkie realistyczne już nie są sztuką? Nie widzę większego sensu w doszukiwaniu się odpowiedzi. Jeśli użyłem zdjęcia z neta i wiem, kto jest autorem to umieszczam jego nazwisko pod pracą, jeśli robię autorski projekt to piszę, że sam go przygotowałem. Natomiast proces przeniesienia projektu na skórę również jest rzemiosłem, to po prostu inne medium. Skóra zastępuje kartkę, a maszynka ołówek czy pędzel, ale samo tatuowanie to wyuczony, mechaniczny proces. Jeśli ktoś chce nazywać rysowanie, malowanie czy jakikolwiek inny proces tworzenia sztuką, niech tak będzie.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

To kolejne pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Sam używam filtrów polaryzacyjnych do robienia zdjęć tatuaży, więc nie mogę powiedzieć, że jest to zło. Jeśli jednak ktoś ewidentnie przesadza z obróbką zdjęć, podkręca kontrasty i nasycenia żeby uzyskać lepszy efekt, to już jest złe. Zrobienie zdjęcia świeżego tatuażu jest bardzo trudne przez światło odbijające się od niego i tutaj właśnie filtr polaryzacyjny bardzo ułatwia sprawę. Natomiast do wszystkiego trzeba mieć umiar, ja staram się oddać faktyczny efekt tatuażu, filtrów używam by pozbyć się refleksów światła, a nie sprawić by tatuaż był „lepszy”.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Ciężko wybrać ten jeden. Na pewno pierwsze insekty przygotowywane w 3d były czymś specjalnym, bo to od nich zaczęła się przygoda z projektowaniem tatuaży w programach 3d. Więc jeśli chodzi o autorskie prace to będą właśnie te tatuaże. Jeśli chodzi prace realistyczne to chyba takim przełomem był Luke Skywalker z Gwiezdnych Wojen. Zdecydowałem się na inne podejście do wykonywania kolorów i w połowie pracy miałem myśl w głowie „coś ty chłopie zrobił temu biednemu człowiekowi”, ale finalnie wyszedł całkiem dobry tatuaż, a ja się sporo nauczyłem.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

Przez te wszystkie lata miałem styczność z bardzo dziwnymi pomysłami, ale jeden szczególnie utkwił mi w pamięci. To już było lata temu, nie pamiętam dokładnie ile. Zrobiłem krowę na łące, słonko i chmurki, narysowaną taką prostą kreską jak rysunek 8-10 latka i to wszystko na pośladku faceta. Nie chciałem ciągnąć za język, ale gość nie miał zbyt zadowolonej miny, więc obstawiam, że był to przegrany zakład lub coś w tym stylu.

Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Na szczęście taki staż w branży i posiadanie własnego studia pozwala mi na całkiem sporą selekcję prac, które wykonuje. Tak naprawdę robię praktycznie już tylko swoje autorskie prace i motywy, które mi się podobają, które po prostu chce wykonać. Resztę klientów mogę śmiało odsyłać do osób, z którymi pracuje. Nie ukrywam, że daje to bardzo duży komfort psychiczny i podnosi pewność siebie, jeśli mogę powiedzieć, że danego tatuażu nie wykonam, bo to nie mój styl pracy, ale również nie odsyłam klienta z kwitkiem, bo polecam mu tatuatora, który go wykona w moim studiu. Pamiętam, że kiedy jeszcze pracowałem sam, nie mogłem się przemóc by zacząć odmawiać wykonywania pewnych wzorów, każdy klient się liczy! Jednak, gdy się do tego przekonałem dostałem sporego kopa do pewności siebie, bo stałem się tym kozakiem, który robi tylko to, co chce (śmiech).

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Przez tyle lat pracy spotkałem się już praktycznie z każdym zachowaniem, chociaż powiem, że ludzie dalej potrafią zaskoczyć. Nie chciałbym jednak przytaczać konkretnych przykładów.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Ja sam jestem osobą ciężką w obcowaniu i o dosyć specyficznym charakterze. Mało mówię, zwłaszcza o sobie i już udzielanie tych odpowiedzi mnie trochę przerasta. Mam też problem w kontakcie z ludźmi i zawiązywaniem nowych znajomości. Ciężko, zatem wytykać innym dziwne zachowania, jeśli sam mam sporo na sumieniu. Odpowiem, więc trochę na odwrót. Lubię, jeśli klient daje mi dużą swobodę pracy, nie, dlatego, że mam się za super dobrego czy coś, to po prostu świadczy o zaufaniu i o tym, że dana osoba zna moje prace i przychodzi do mnie właśnie po jedną z nich. Lubię, gdy ludzie są otwarci na pomysły i nie upierają się przy swoich rozwiązaniach, a najbardziej lubię klientów, którzy są zawsze pogodni i przynoszą dobry nastrój do studia.

„Janusze tatuażu” to?

Próba przylepienia etykiety do czegoś bardzo słabego, by sprawić by postrzegano to za lepsze lub nawet modne. Przypomina mi to taki stary kawał o Polaku, Czechu i Słowaku…, ale to może przy innej okazji (śmiech).

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Od kiedy pamiętam zawsze byłem wzrokowcem i dużo artystów miało na pewno spory wpływ na to, co teraz robię. Ciężko wymienić jakieś konkretne nazwiska, ale czym bardziej ciężkie, mroczne i psychodeliczne tematy tym zawsze bardziej mi się to podobało. Nigdy też nie przykładałem większej uwagi, kto wykonał dany obraz czy grafikę, mnie interesuje sama treść. Ktoś może powiedzieć, że to bardzo aroganckie, ja tak nie uważam. Jest ogromna ilość niesamowitych artystów i ciężko wszystkich spamiętać, nie znaczy to, że ich nie szanuje, jeśli nie znam nazwiska. Niby taki spokojny ze mnie człowiek, ale w głowie to mam same pokręcone i ciężkie pomysły, od tego właśnie mam swoje autorskie prace.

A jak czujesz się, z tym, że to Twoje pracę podziwiają inni?

Szczerze mówiąc, to nie czuje w ogóle żeby ktoś podziwiał moje prace. Nie czuje się też jakimś super wybitnym czy godnym naśladowania tatuatorem. Jestem sobą, robię to, co lubię i nie ścigam lajków czy fejmu. Cieszy mnie, jeśli ktoś chce moją autorską pracę, w której mogę oddać trochę swoich zajawek, ale nawet tych nie robię mega często. Zdaje sobie sprawę, że to dosyć specyficzne klimaty i nie będzie na to tłumów ludzi, ale i tak sprawia mi radość każdy klient, który chce autorską prace. Wolę zrobić taką raz na jakiś czas niż robić to, co jest modne czy akurat na topie.

Co doradziłbyś młodym marzącym o dziaraniu?

Młodym i marzącym o dziaraniu doradziłbym żeby zaczęli nie od dziarania (śmiech). Dawno temu, jak ja zaczynałem samo tatuowanie było już czymś „wow”. Teraz jest zupełnie inaczej. Żeby nauczyć się dobrze tatuować wystarczy nam półtora do dwóch lat maksymalnie. Tak właśnie bardzo poszło wszystko do przodu i teraz dużo większe znaczenie ma to, co robimy i przede wszystkim jak to robimy. Polecam zacząć od szkoły plastycznej by zrozumieć podstawy, tego nigdy się nie oszuka i zawsze będzie widać braki w fundamentach. Później zacząć już kierunkować swoją stylówkę i iść w konkretnym klimacie. Jak to będzie już opanowanie, można dopiero łapać za maszynkę. Dobrze też na takim etapie szukać studia, w którym będą chcieli praktykanta, lepiej poznawać wszystko od kuchni w poprawnej formie niż próbować samemu w domu. W ten sposób od razu uczymy się odpowiednich nawyków w innym wypadku ciężko się pozbyć tych złych, które mogą się ciągnąc i przeszkadzać w szybkiej nauce.

Wymień trzech tatuatorów z Polski, których uważasz za wybitnych artystów.

Mamy tak silną scenę, że niemożliwym jest podanie tylko 3 nazwisk. Dodatkowo, co chwila pojawiają się nowe osoby, które zaskakują już na początku kariery. To naprawdę niesamowite uczucie być częścią tej społeczności. Bardzo się cieszę, że robię właśnie to i nie wyobrażam sobie innego życia.

Marcin “Insekt” Polak - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Marcin “Insekt” Polak - tatuażysta . Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.