Poznań: miss PANK

Wywiady - Artyści tatuażu paź 09, 2023
Zdecydowanie zajmuję się tatuażem watercolor i sketch. Gdybyście jednak zapytali mnie, czy wolę sam szkic, czyli sketch tattoo, czy już w połączeniu z watercolor, odpowiedziałabym, że zależy od projektu. Osobiście uważam, że są projekty, które wręcz wymagają dopieszczenia farbą, ale lubię się bawić samym konturem, tak samo jak i kolorem. To sprawia, że sam czarny tatuaż, jeszcze bez koloru, równie często dobrze się prezentuje, jak kilka godzin lub sesji później, już z watercolorem.

Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystką?

To nie tak, że nagle stwierdziłam, będę tatuować... oooo nie... Moja droga była dość długa. Rysowałam, odkąd pamiętam, czy to kwiatka z salonu babci, tak żeby układ liści był identyczny, czy różne osoby w pociągach. Zapytacie, co za świr, siedzi w pociągu i to jeszcze jako dzieciak i rysuje obce osoby, ale musicie zrozumieć, że jako mały dzieciak średnio 6-8 razy w roku podróżowałam z mamą do pracy taty, czyli z Krotoszyna do Poddąbia, kilka godzin, w zapchanym wówczas PKP. Nie było telefonów, nie było czym zająć rąk, nie można było wstać i pochodzić, bo ludzie stali na korytarzu (tak, to był taki pociąg z przedziałami), sami dorośli, a ja mała siedzę i mam wysiedzieć, najlepiej w ciszy (śmiech), kilka godzin i nic nie robić. No to siedziałam, a że jestem nadpobudliwa, to musiałam sobie czymś pomachać, to machałam. Węglem, ołówkiem, długopisem, co było pod ręką, a że do rysowania miałam albo firanki PKP, albo twarze, to rysowałam twarze. Czasem, jak ktoś był miły (w moim rozumieniu, nie zadawał pytań, takich wiecie, których dzieci nie lubią - śmiech) i jeśli nie wyszedł z pociągu, zanim skończyłam, dawałam mu taki obrazek, raczej bliższy niedoskonałości, aniżeli odwrotnie. Jak byłam starsza, miałam swoją małą pracownię w piwnicy u Babci. Tam czasem się tworzyło, a czasem się piło itd. z ziomkami z osiedla. Później studia, pierwsza praca jako grafik i psst, iskierka zgasła, nie umiem pracować dla kogoś! Męczyłam się w pracy, w której szefowa bezguście (przepraszam, ale taka prawda), każe mi projektować coś, co dla mnie jest totalną porażką stylistyczną. I wówczas, eureka, moja kumpela ze studiów, mówi... "Weź, ty rzuć tą pracę i zacznij dziarać...". Niby nic, a tak to się zaczęło i oto jestem! (śmiech).

Kiedy dokładnie zaczełaś dziarać?

Kilka lat po studiach, coś około 2014 roku. Było to jednak tak dawno, a początki były pooowoolne, że zawsze, kiedy ktoś zadaje to pytanie, mam zagwoztdę, kiedy to dokładnie było? Coś koło 2014/2016 roku.

Tatuowanie to dla Ciebie praca, czy styl życia?

Tatuowanie to dla mnie więcej niż tatuowanie, to na pewno. Każdy znający realia tego kraju (obecnie), wie, że prowadzenie działalności to ostra jazda bez trzymanki. Tatuowanie, już samo stricte, to szeroki świat. Mam wrażenie, że ja uczestniczę tylko w jego części, trzymam się trochę "na uboczu", dosłownie i w przenośni, gdyż adres studia to ul. Na Uboczu 8 (śmiech), ale to nie tak, że nie śledzę trendów, oooo nie. Jestem na bieżąco ze wszystkim, ale... im jestem starsza, tym większy ze mnie introwertyk, tym samym lubię, kiedy moja praca z klientem jest dość prywatna.

Od chyba już 9 lat pracuję sama. Klient, przychodząc do mnie, ma się czuć jak w domu, i mam nadzieję, że tak jest. Ma dostęp do Netflixa, może sobie oglądać co zechce, ma swój kocyk, może przyjść z osobą towarzyszącą, ona ma swoje miejsce, może się nawet przespać, jak jest kierowcą (szczególnie kiedy ktoś przyjeżdża np. z Warszawy czy Lublina). Generalnie ma się czuć w pełni komfortowo.

Zatem czy tatuowanie to mój styl życia? Tak, gdyż dopasowałam pod pracę wszystko: to gdzie mieszkam, to jak mieszkam (obecnie mam studio w domu), ale też chociażby to, jak i kiedy wychowuję córkę i to, że więcej czasu spędza z tatą niż z mamą. Jednak wszystko ma swoją cenę, nieprawdaż? Do tego, jak każdy z nas tatuażystów, jestem cały czas na bieżąco z nowinkami z branży, zmianami w prawie związanym z naszą branżą, z mediami społecznościowymi, gdyż to DUŻA część życia tatuażysty, itd., itp.

A jak nie dziarasz to co robisz?

Najczęściej, kiedy tylko nie pracuję i pozwala na to pogoda, jestem w lesie albo nad jeziorem, albo na łące, albo w ogrodzie... Ostatnio zabieram córkę, mojego lubego i zwierzęta, i ciśniemy gdzieś, gdzie wiatr wieje, a ptaki śpiewają. Kiedy natomiast robi się zimno i ja, jak zmarzluch, wychodzę tylko w kombinezonie (nie, że kurtka, oooo nie, kombinezon plus emu, pełna ochrona cieplna musi być i koniecznie odzież termiczna), wówczas pogrążam się w świat Stephena Kinga, Harry’ego Pottera, Tolkiena, czyli mój nadal fantastyczny świat, pełen elfów, magii i przede wszystkim STRACHÓW.

Gdyby ktoś natomiast zapytał, co bym robiła, gdyby doba miała 72 godziny, to malowałabym obrazy, które siedzą mi w głowie, te obrazy, na które czeka już naciągnięte płótno, lub pisałabym jakieś opowiadania grozy, którymi moja głowa jest pełna.

Zastanawiałaś się kiedyś kim byś była gdybyś nie tatuowała?

Oj tak! Odpowiedź jest prosta: nadal bym tworzyła, tylko coś innego. Mogłabym pisać książki. Mam już nawet pomysł, może nawet więcej niż 5, i fabułę. Ba, mam nawet pierwsze 100 stron i co? I... Czasu, czasu brak... A tak poważnie, może odnalazłabym się zawodowo i mogłabym tworzyć ogrody, cieszyć ludzi widokiem pięknych drzew i krzewów. Mogłabym nawet malować ściany, czy projektować ubrania (nawet trochę ogarniam maszynę do szycia).

Jednego jestem pewna: byłaby to praca twórcza. Nie potrafię się skupić na cyferkach dłużej niż jeden dzień w miesiącu, kiedy wysyłam księgowej faktury, a to i tak przyprawia mnie o dreszcze! (śmiech).

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje i założyć własne studio?

Hmm... najważniejsza rzecz! Nie bójcie się! Ja się całe życie bałam, i jedyne czego żałuję, to tego, że tak późno zaczęłam pracować dla siebie. Trudno mi porównać się jednakże do kogoś, kto pracuje w jakimś dużym studiu, gdyż ja nigdy w takowym nie pracowałam. Można powiedzieć, że od początku, jak tylko rzuciłam pracę jako grafik, pracowałam sama. Chyba zatem nie jestem najlepszą osobą do udzielania tu rad. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że praca u siebie daje dużo swobody i satysfakcji.

Lubisz guest spoty?

To nie tak, że ich nie lubię, po prostu nie mam na nie obecnie czasu. Guest spot wiąże się z wyjazdem, a ja już i tak poświęcam dużo czasu na pracę. Gdybym jeszcze wieczorem nie wracała do domu, chyba nie czułabym się z tym dobrze jako matka. Bywa tak, że kiedy ktoś ma u mnie sesję całodzienną, spędzam w pracy dosłownie CAŁY DZIEŃ. Wstaję razem z córką. Ona o 8:30 obecnie idzie do przedszkola, a ja siadam do projektu. Kilka godzin później przychodzi klient, i czasem bywa, że siedzimy do 21, 23, lub dłużej, jak trzeba, i jak skóra, i klient oczywiście (śmiech) daje radę. Dlatego większość piątków, wszystkie weekendy i popołudnia (zakładając, że skończę pracę jednak o 18:00, czasem się uda), spędzam z rodziną. Także reasumując, fajnie było i byłoby wyjechać na guest spot, ale nie mam obecnie czasu na podróże jako ja sama.

A konwenty?

Tu mam trochę problem. Otóż potrzebuję pełnego skupienia do pracy. Moje tatuaże zwykle mają dużo detali. Kiedy siadam do pracy, zanurzam się w nią całkowicie, a na konwentach... jest hałas. Dodatkowo, co oczywiście zrozumiałe, ludzie idą na konwent nie, tylko aby zrobić tatuaż, ale także, aby pogadać z artystami. Ja natomiast, nie potrafię pracować i gadać jednocześnie. Obawiam się, że nie byłabym w stanie zrobić tak dobrej pracy, jak tego oczekuję od siebie, za każdym razem, kiedy dookoła byłoby pełno ludzi. Ale... (zawsze jest jakieś "ale", nieprawdaż...) nie mogę zaprzeczyć, że kusi mnie opcja wyjazdu na konwent, szczególnie gdzieś za granicą. Jakby to jeszcze połączyć z jakąś ciekawą wycieczką, może kiedyś w przyszłości, jak mała podrośnie.

Jakie są największe wady tego zawodu?

Dla mnie, bo nie chciałabym się wypowiadać za wszystkich, to, że nie można zniknąć na jakiś czas. Już tłumaczę, chodzi mi o to, że nie można przestać publikować zdjęć na social mediach np. przez rok i liczyć na zasięgi. Chociaż może można, ale nie odważyłam się spróbować (śmiech).

Jedyne, co mogę powiedzieć, a nawet potwierdzić, to, że nawet trzymiesięczna przerwa, jaką miałam, wpłynęła na moją rękę/nadgarstek. Kiedy urodziłam córkę, a później wróciłam do pracy, dla mnie był to mały szok. Niby tylko 3 miesiące nie było mnie w pracy, a już odczuwałam, że mój nadgarstek był słabszy. Musiałam częściej robić przerwy, co było dość zabawne, przyznam, kiedy totalnie się tego nie spodziewałam, pamięć mięśni zawiodła. Na szczęście 2-3 dni i wszystko wróciło do normy, jednakże zadałam sobie wówczas pytanie, co by się stało, gdybym nie tatuowała przez rok? Generalnie, ja lubię tę pracę, kocham możliwość wyrażania siebie i swojej twórczości na waszej skórze, kocham tworzyć dla Was projekty, znając całą historię itd., dlatego ciężko wymienić wady pracy, którą naprawdę lubię!

Pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy wbiłaś igłę w czyjąś skórę?

Czyjąś? Ja pierwszą skórę, jaką przebiłam to swoją! Dokładniej, uczyłam się pierwszych kroków na swoich stopach, a raczej śródstopiach, oj bolało (śmiech). Pierwszy raz natomiast, jak przebiłam czyjąś skórę, to byłam tak podekscytowana, że nie pamiętam czy się stresowałam, ale jak znam siebie, było tak na bank!
Pamiętam gdzie, to było (wynajmowane mieszkanie ze znajomymi), pamiętam kto, to był (moja koleżanka z dzieciństwa, pozdrawiam Kasię) i pamiętam, że mi powiedziała, że jak nie wyjdzie albo jak będzie boleć, to mnie zabije! Hahahaha, a wybrała sobie jako miejsce, nadgarstek! Hahahahaha, wyjść wyszedł, a w sumie wyszła, bo Kasia standardowo na tamte czasy, jeden z popularniejszych wówczas wzorów, które miało pół świata, zażyczyła sobie słodką kokardkę, ale bolało niesamowicie i trwało strasznie długo jak teraz o tym myślę.

Cewka czy rotarka?

Zdecydowanie rotarka! Matko święta, cichuteńka. Pamiętam, jak cewki krzyczały koło ucha... Jak tylko pojawiły się rotki, tak zmieniłam maszynkę, ale nazwę... Do nazw niestety pamięci nie mam. Przyznam jednak całym serduszkiem i uszkami, doceniam ciszę, jaką daje praca na maszynie rotacyjnej.

Czym teraz dziarasz?

Od kilku lat pracuję na EqualiserSpike, mam 3 sztuki a z racji, iż jestem na maxa zadowolona, nie zmieniam. Maszynki są lekkie i pracują bardzo cicho, co sobie cenię.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Zdecydowanie zajmuję się tatuażem watercolor i sketch. Gdybyście jednak zapytali mnie, czy wolę sam szkic, czyli sketch tattoo, czy już w połączeniu z watercolor, odpowiedziałabym, że zależy od projektu. Osobiście uważam, że są projekty, które wręcz wymagają dopieszczenia farbą, ale lubię się bawić samym konturem, tak samo jak i kolorem. To sprawia, że sam czarny tatuaż, jeszcze bez koloru, równie często dobrze się prezentuje, jak kilka godzin lub sesji później, już z watercolorem.

Większość moich prac jednak jest kolorowa. Chyba właśnie to najbardziej ludzie kochają w moich pracach. Często słyszę, że podoba im się to, że moje tatuaże nie są zamknięte, dużo w nich odprysków, odbić na boki.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Zdecydowanie sama tworzę projekty i też nie kopiuje, zarówno swoich, jak i cudzych prac. Inspiruję się głównie zdjęciami, zarówno tymi, które wysyłają mi klienci, jak i przepiękną naturą, uchwyconą na zdjęciu przez nieznanego mi fotografa z Googla. Staram się nie inspirować innymi tatuażami. To nie tak, że uważam, że nie ma lepszych ode mnie. Oj, są, i jest ich wielu, ale nie chcę ich kopiować, a oko i mózg zapamiętuje, szczególnie to, co ładne. Dlatego wolę czerpać inspiracje z tego, co nas otacza, w sensie z natury, żeby mieć pewność, że każdy mój projekt jest w pełni mój.

Po czym umarłam i spotkałam Stwórcę, a on do mnie rzecze: "Proszę, oto wezwanie do międzygalaktycznego sądu, za kopiowanie moich lisów, wilków i innych moich pomysłów!". Taki żarcik. Czyż bowiem cokolwiek poza surrealistyczną twórczością może być oryginalne? (śmiech).

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Tatuuje na bliznach, owszem, jest to trudne, ale daje to sporo radości osobie, której bliznę zakrywasz. A bądźmy szczerzy, jego radość to moja satysfakcja i też radość. Także pomimo trudu, chętnie to robię. Co do coverów, obecnie ich nie robię, ale głównym powodem nie jest to, że to ciężka praca. Powodem są oczekiwania i często brak zrozumienia, że czegoś się zrobić nie da, a już tym bardziej nie da się poprawić czegoś, co ma złą konstrukcję, przykładowo ciała (śmiech). Jeśli jednak ktoś przy coverze daje mi wolną rękę, wówczas chętnie się podejmę. Zdarzało mi się ratować niejedne plecy czy inną część ciała, ale cover wymaga zaufania. A z racji, iż znam się na tym trochę, jak już robię cover, to tak, żeby było pięknie, a nie "trochę lepiej".

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Obecnie zdecydowanie tablet! Od ładnych paru lat używam Wacoma i nie zamieniłabym go na nic. Możliwość cofnięcia kleksa to coś niesamowitego. Ctrl+Z to mój ulubiony skrót, zaraz po Ctrl+S, o którym chciałabym nie zapominać. Tyle że ja nie składam zdjęć, a po prostu, tak jak kiedyś rysowałam na czystym papierze, teraz rysuję na czystym ekranie.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Cały proces to sztuka. Już samo wyobrażenie sobie, jak będzie wyglądał tygrys obok, załóżmy, indianki na ramieniu, jest sztuką. Kolejno, proces tworzenia tatuażu to nie tyle sztuka, co sztuka i rzemiosło w jednym.

Każdy z nas pracuje inaczej, i owszem, liczy się teoretycznie efekt końcowy, ale czy można powiedzieć, że kiedy Dali mieszał farby, to jeszcze nie tworzył? Dopiero się szykował? Otóż nie! Podobnie jak podczas malowania obrazu, tak i podczas tworzenia tatuażu, cały proces to sztuka. Począwszy od rozmowy z klientem (to też niezła sztuka, pozdrawiam Klaudie, moją menago), przez omówienie projektu, zrozumienie klienta i jego oczekiwań, stworzenie szkicu, później projektu, aż po wykonanie tatuażu już na skórze. Co jest najważniejsze w tym procesie? Wszystko (śmiech)!

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

W sensie, że ktoś dorysuje coś do tatuażu? Ciężko mi się wypowiedzieć, gdyż sama nie widziałam takich "efektów", albo sama dałam się nabrać (śmiech).

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumna?

Każdy kolejny (śmiech). Mam tak, że kiedy patrzę na swoje prace sprzed kilku miesięcy, to są już dla mnie słabe w porównaniu z tą, którą zrobiłam np. wczoraj. Staram się cały czas rozwijać i być coraz lepsza, ale jestem zawsze dumna z każdego kolejnego tatuażu z serii Harry Potter. No, jestem maniakiem, nooooo... albo Batmana, albo Kinga St., albo MARVELA... Im więcej fantastyki, tym lepiej, choć Salvador Dali wywołuje u mnie podobne poczucie dumy i zadowolenia z pracy.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłaś?

Haha, ja lubię te dziwne, także ciężko, aby zdziwiło mnie coś, co mnie jara. Sama mam żyrafę morską, w sensie, żyrafę, która zamiast głowy ma latarnię morską. Także, kiedy kiedyś klient poprosił o tatuaż osoby siedzącej w splocie lotosu, z kołem rowerowym zamiast głowy, jarałam się jak flota Stannisa Baratheona, lub córka, ale to już trochę smutne (śmiech), robiąc ten projekt czy później tatuaż. Im bardziej szalony pomysł, tym lepiej!

Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Feniksy... To nawet nie tak, że mam ich dość. Po prostu mój mózg nie jest w stanie narysować jednego ptaka kilkadziesiąt razy, tak, żeby za każdym razem był oryginalny... Ciekawe jednak, że tak jest jedynie z feniksem. Inne zwierzęta, jak lisy, wilki czy, nie wiem, wiewiórki, da się jakoś inaczej ująć, a feniks ma pozycje, w których wygląda ok, a ma takie, w których przypomina kaczkę. A mieć Jarka na plecach to już trochę przerażające! XD Może tu leży problem? Hmm (śmiech).

Najdziwniejsza rzecz jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Hahaha, mam taką historię (śmiech)! Agata, moj stały klient, znamy się do tej pory i nadal wraca po kolejne tatuaże. Nasza chyba pierwsza sesja, połowa tatuażu zrobiona, była to postać Stylińskiego z Teen Wolfa (kocham!). Wyobraźcie to sobie, mamy zrobioną głowę, ramiona postaci, ale brakuje nóg itd.

Nagle gaśnie światło, jest po 18, jest zima, ciemno jak wiadomo gdzie i u kogo. Patrzę u sąsiadów, jest światło, WTF? Myślę rachunek? Zapłacony! To, co jest? Idziemy na korytarz, Agata bez koszulki, zasłania się nią, bo tatuaż na plecach. Ja skichana, co dalej, ale idziemy. Udaje, że będzie dobrze, ale bezpieczniki na wysokości chłopa o wzroście 180 cm, ja mam 158 cm. Dawaj na krzesło! Agata rozebrana nie wejdzie.

Wchodzę ja, ale nadal jestem zbyt dużym skrótem i nie dosięgam. Agata siada na krześle, ja wchodzę na oparcie i... Idzie sąsiad... szybka akcja, chowamy się, pamiętajcie Agata bez koszulki. Dobra sąsiad poszedł, wychodzimy znowu, i ponownie... Agata, krzesło, ja, oparcie i... plomba na drzwiach od korków...

Patrzę na Agatę, Agata na mnie, widzę to w jej oczach, teraz albo nigdy, plomba poszła i wyciągam bezpieczni. Aż się przypomina tabliczka z PRL-u, "Nie naprawiaj bezpiecznika drutem..." ale co tam. Bierzemy bezpiecznik do studia, ewidentnie przepalony. Skąd wziąć drut? Chwila przemyśleń, słuchawki! Tak kiedyś słuchawki miały kabel, dla młodszych, co by nie wiedzieli, jakby wiedzieli, jak się bezpieczniki naprawiało (śmiech).

Zatem idąc dalej, mamy drut, naprawiłyśmy bezpiecznik, wkręciłyśmy do licznika, plomba nadal przerwana, ale tatuaż skończony, a kontroler bezpiecznika, na szczęście, nie doczekałam w danym lokalu! (śmiech).

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Nie cierpię, jak ktoś patrzy mi się na ręce, kiedy pracuję. Ja rozumiem, czyjaś skóra, każdy luka jak Sauron, ale jak ktoś się zawiesza i dosłownie patrzy, przez załóżmy, dłużej niż 5 minut, to przypominam, że po coś ten Netflix w studiu mam! (śmiech).

„Janusze tatuażu” to?

Dla mnie to osoby, które nie znają swoich możliwości. Każdy zaczyna, wiadomo. Jak się zaczyna tatuować, obcinać włosy czy też robić łóżka, trzeba wiedzieć, co się potrafi i nie udawać, że się umie więcej. Chyba nikt, kto, załóżmy, zaczyna przygodę z tatuażem, załóżmy realistycznym, nie pokusiłby się o portret dziecka jako pierwszą pracę na skórze? Chyba że właśnie "Janusz tatuażu". Dlaczego? A no dlatego, że wiadomo, że w całej realistycznej twórczości najtrudniejsza jest twarz i dłonie, a twarz dziecka to już kosmos. Kiedy widzę, że ktoś, kto dobrze nie potrafi położyć na skórze cienia, bierze się za portret, to śmiem go nazwać Januszkiem, ale i osobę, która się poddała pod jego rękę, nazwałabym podobnie. Chyba widziała wcześniej prace osoby, do której poszła?

miss PANK - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
miss PANK - tatuażysta z Poznań. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.