Wodzisław Śląski: Kazimierz „Kosa” Rychlikowski z Speak In Color

Wywiady - Artyści tatuażu wrz 14, 2020
Na ten moment mam zajawkę na dwie stylówki, a w zasadzie trzy, ale taki fusion. Czyli neotradycyjny z elementami malarskimi, mocniej neotradycyjny z elementami japońskiej ikonografii i malarski, który idzie w różną stronę. W tych stylówkach odnajduję się najlepiej i sprawiają mi najwięcej frajdy. W samym tatuowaniu lubię swobodę, a przez to nie wykonuję tatuaży, które mocno ją ograniczają jak geometria itp. Totalnie nie nadaję się do tatuaży hiper-realistycznych, chyba, że jest to wariacja, która idzie w stronę malarskości pracy z przymrużeniem oka.

Dziarasz już ponad 20 lat. Pamiętasz jeszcze jak to się wszystko zaczęło? Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

No prawie 20 lat, bo pierwszy tatuaż wykonałem w 2001 roku, choć zajawkę na tatuaż złapałem parę lat wcześniej. Początki były undergroundowe, i dopiero po paru latach zacząłem pracę w studio tatuażu - to właśnie pierwsze lata pracy z maszynką zapadły mi najmocniej w pamięci. Chyba przez to, że było to coś zupełnie nowego w moim życiu. Było bardzo ciężko cokolwiek dostać, polutować sobie igły czy nawet zakupić maszynkę do tatuażu. To właśnie ilość pracy, jaką człowiek dodatkowo musiał wykonać by po prostu zrobić parę kresek na kumplu i determinacji w dążeniu do celu sprawiły, że pamiętam prawie każdy „pierwszy” tatuaż. Nie było podpowiedzi w internecie, bo internet ledwo hulał, nie było mentora, który by ochrzanił za coś, co się robiło nie tak. Ciężka praca, ot tyle. No i kurczę dopiero niedawno sobie uświadomiłem, że to już przeszło połowa mojego życia kręci się dookoła tatuażu. A zaczęło się od graffiti, muzyki HC i tych wszystkich potatuowanych ludzi związanych z undergroundem.

Tatuaże jak i bycie tatuażystą to chyba była spora abstrakcja jak na tamte czasy?

No trochę tak, choć pojawiały się pierwsze studia tatuażu, to jednak ilość tatuażystów jak dobrze pamiętam - których udało mi się policzyć to było 73 albo 76 osób w całej Polsce. I to w momencie jak już tatuowałem, te parę lat wcześniej, jak już myśl zaczęła kiełkować, to była może z połowa. Tatuaż był nacechowany raczej negatywnymi aspektami społecznymi, a większość osób mających tatuaże była ogólnie społecznie uważana jako margines i to chyba także chęć przeciwstawienia się temu stereotypowi popchnęła mnie w tym kierunku. Powiedziałbym, że zacząłem tatuować w momencie przełomu między postrzeganiem tatuażu i chyba każdy, kto wtedy zaczął tatuować, przyczynił się do dzisiejszego postrzegania tatuażu.

Czy po tylu latach jara Cię to jeszcze?

Kurczę i to jest najfajniejsze w tym, że nadal mam zajawkę by jeździć na konwencje, nieskończenie można się rozwijać, co chwilę spotykam ciekawych ludzi. Choć szczerze „świat tatuażu” pod kątem mentalnym podobał mi się bardziej 10 lat temu niż teraz. Zbyt dużo marketingu i sprzedaży wkradło się tylnymi drzwiami.

To dla Ciebie praca czy styl życia?

Jeżeli patrzymy przez pryzmat, że praca w pozytywnym tego słowa znaczeniu to jakieś 10 godzin mojego życia co dzień, to chyba można to nazwać stylem życia. Ale daleko mi do rock’n’rolla, koncertowania i imprezowania jak to sobie niektóre osoby wyobrażają…

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

No są. Siedzący tryb życia mocno odbija się na kręgosłupie i to większość moich przyjaciół po fachu może coś o tym powiedzieć. Generalnie to już w tym teraz mam za sobą jakieś skierowania na operację kręgosłupa, Tramal wjeżdża jak Apap, ból głowy i takie tam. Oczywiście sporo w tym mojej winy, bo jakbym się wziął za jakiś sport to pewno bym lekko zrównoważył to, lecz przy ilości przepracowanych godzin zawsze brakowało czasu. Do tego trochę bolą paluchy od "dłubania". To tylko te mniej ważne wady. Najgorszą z nich jest to, że mocno zaniedbuje się rodzinę - to mnie boli najbardziej i staram się coś działać w tym kierunku by to nadrobić.

W pewnym sensie byłeś pionierem. Jak zaczynałeś nie było internetu, poradników, seminariów, sprzętu. Nie było tzw. branży. Jak przez pryzmat czasu postrzegasz rozwój polskiej sceny tatuażu?

Oj Pionier to chyba zbyt mocne słowo. Przede mną było już parędziesiąt osób, które tatuowało w Polsce, jak Piotr Żurawski, Tomek Gaca, Zappa... To dla nich rezerwuję ten zwrot. Co do samej nauki tatuowania to jak wspomniałem wcześnie, było dużo ciężej niż teraz. Braki sprzętowe, brak literatury, a o seminariach nawet nie wspomniałam - to przecież była tajemna wiedza, której się nikomu nie zdradza. I wiesz, co - chyba to wszytko było fajne, fajniejsze niż teraz.

Czy to już biznes przez duże „B”?

Co do dużego „B” to wtedy też to był biznes, choć teraz jest nacechowany innymi walorami. Dla mnie gorszymi mentalnie. To czy było to kiedyś, czy jest teraz, to zależy od człowieka i jak do tego podchodzi.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Szczerze, prowadząc już Speak In Color - gdzie studio jest poukładane, każdy ma super booking, super warunki - to i tak, co jakiś czas przychodzi myśl, by po prostu wrócić tylko do samego tatuowania. Nie ma co ukrywać, ale prowadzenie studia, zabiera kolejne godziny z dnia pracy, których potem zaczyna brakować. Czasami ilość rzeczy do zrobienia przerasta nasze zasoby czasowe, a szczególnie teraz, gdy zaczynam nowy rozdział w moim życiu - nowe studio, nowy projekt…

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?

Zastanówcie się dwa razy, nie palcie mostów, trzeba być ok dla siebie samych i dla osób, które Nas otaczają w branży. Popracujcie parę lat u kogoś, zdobądźcie doświadczenie, wiedzę, umiejętności a dopiero potem podejmujcie tak ważne decyzje.

Uczestniczysz w międzynarodowych konwentach, jako artysta i członek jury. Jak na tym tle oceniasz poziom naszych krajowych tatuażystów?

Totalnie nie mamy się czego wstydzić. Poziom tatuażu w większości zakątków świata się wyrównał... i tak, jak pozostała część świata, jesteśmy na tym samym poziomie. Przy takiej ilości tatuażystów na kraj nie może być inaczej.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

No raczej, nawet noszę ze sobą oba tatuaże. Ten wykonany nieprofesjonalną maszynką - jedyny, który wykonałem kolką, i ten już wykonany profesjonalną maszynką. To jest „must have”, który każdy tatuażysta powinien zrobić - sam sobie (śmiech). No i stres był taki, że ręce telepały mi się jak osika. Nie wiedziałem czy igły są dobrze polutowane, czy maszynka jest dobrze ustawiona, napięcie. Było tyle czynników stresogennych, że chyba nawet zamknąłem oczy przy pierwszej linii. A po którymś tam tatuażu człowiek się oswaja…

Co wtedy wydziarałeś tą profesjonalną maszynką?

Był to tribal na kostce w kształcie gwiazdki ninja.  Nie pytajcie, sam nie wiem, czemu coś takiego wyszło. Był zrobiony maszynką Żurawskiego. Wyszedł średnio, bolało fest, nie polecam kostki na pierwszy raz.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

No jasne! Pierwszą maszynką była ręcznie robiona kolka. W tamtym momencie nie było dostępu do profesjonalnego sprzętu. Natomiast pierwszym profesjonalnym sprzętem była maszynka złożona przez Piotra Żurawskiego. Rama była tak miękka, że wyginała się pod mocnym naciskiem dłoni, a dopiero Mickey Sharpz i Workhouse zrobili dobrą robotę.

Cewka czy rotarka?

Cewki odpadają w tym momencie z powodu problemów z stawami w dłoni. Miałem chorobę tzw. zespół wibracyjny, i lekarz określił się ostro, albo odkładam mocne cewki do szuflady i może parę lat potatuuję jak zadbam o stawy, albo uszkodzę je na tyle, że nic nie będę tatuował. Więc miałem tyle szczęścia, że w tamtym okresie zaczęły wchodzić maszynki rotacyjne, z których korzystam do teraz. Nie tatuuję na Penach uważam, że są za mało higieniczne.

Czym teraz dziarasz?

Do moich ulubionych należą Sigma Beast (Color Packer), Dan Kubin (Side Winder). Ostatnio siadł mi Vlad Blad (też kolor, ale delikatniej) i bardzo lubię Spike’a z Kwadrona (fine line). Wiadomo jak jest, to są ciągłe poszukiwania, a pracowałem do tej pory na około 200-240 maszynkach. Generalnie lubię bardzo mocne i szybkie maszyny. Na pewno nie są one przeznaczone dla osób, które zaczynają pracę ze skórą.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Na ten moment mam zajawkę na dwie stylówki, a w zasadzie trzy, ale taki fusion. Czyli neotradycyjny z elementami malarskimi, mocniej neotradycyjny z elementami japońskiej ikonografii i malarski, który idzie w różną stronę. W tych stylówkach odnajduję się najlepiej i sprawiają mi najwięcej frajdy. W samym tatuowaniu lubię swobodę, a przez to nie wykonuję tatuaży, które mocno ją ograniczają jak geometria itp. Totalnie nie nadaję się do tatuaży hiper-realistycznych, chyba, że jest to wariacja, która idzie w stronę malarskości pracy z przymrużeniem oka.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

W zasadzie chyba każdy projekt wykonuję od podstaw. Obojętnie czy jest to dosyć prosty temat, który jest już znany w internecie, czy coś zupełnie świeżego. Inspiracja tak naprawdę jest wszędzie, przygotowując rybę koi patrzę na Uki-yo, przygotowując neotradycyjną panterę zaglądam w stare oldschoolowe flashe by nie zatracić pewnych wartości. To jest kwestia tematu przede wszystkim i tego, czego, jak oczekuje mój klient.

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Jasne. W studio to ja ogarniam 90% coverów, ale na pewnych zasadach, które są odgórnie ustalone, jak wielkość tatuażu, laser, motyw, itp. Wiadomo, że nie wszytko na wszystkim da się zrobić, ale często możliwości jest więcej niż myślimy, tylko trza poświęcić trochę więcej czasu niż na czystej skórze.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny

Szkic odręczny, wyrysowanie kompozycji często z ołówka albo na sketchbooku - nawet jak wykonuję motyw, który jest oparty na modyfikacji zdjęć to zawsze najpierw wyrysowuję kompozycję. Ale potem to już tylko tablet graficzny, z Sketchbook'iem i Procreate'm i czasami Photoshopem. Te narzędzia są bardzo wdzięczne w pracy i dają sporo możliwości.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Temat rzeka, warto by tu było przytoczyć jedną z definicji, czym jest „sztuka”, i odnieść się do tego. Bo czy wykonanie odręcznie obrazu na płótnie z natury a potem wytatuowanie go na skórze, jest sztuką? Problem polega na tym, że nie ma jednej definicji określającej, co to jest „sztuka”, ale medium przez które coś tworzymy, nie wpływa wg. mnie na to czy nią jest czy nie. To na tyle złożony temat, że można by napisać 100 stron elaboratu, a i tak nie doszlibyśmy do sedna. W mojej pracy dyplomowej związanej z tatuażem także odpowiadałem na to pytanie, a wniosek wyszedł prosty. Tatuaż może być sztuką, rzemiosłem artystycznym, rzemiosłem i kiczem, a warunkuje to naprawdę sporo czynników. Wiem jedno, że słowo Sztuka, Artysta jest bardzo mocno nadużywane przez tatuażystów, szczególnie młodego pokolenia.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

To jest kwestia tego jak wyjdzie zdjęcie. Sam korzystam z filtra polaryzacyjnego, ale w tym celu, by uniknąć refleksów na tatuażu. Marny ze mnie fotograf i bardzo często zdarza mi się, że fotka cyknięta na szybko totalnie nie oddaje tatuażu, jaki faktycznie jest w rzeczywistości. Więc użycie filtra mocno pomaga w tym by oddać to jak tatuaż na zadbanej skórze wygląda. Więc w dążeniu do tego żeby oddać faktyczny stan to jest ok. Praktyka suwakowania o 50% to raczej kiepski pomysł i strzał w kolano. W momencie, gdy klient widzi Twoje prace w galerii gdzie jest + 50 do saturacji, + 50 kontrast itp., a w rzeczywistości tak nie jest to, co? Nie wiedzę sensu w tym.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny? Może taki, który był punktem zwrotnym w Twojej karierze?

Oh, rany to jest tak ciężkie pytanie, że chyba nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć, ponieważ takich tatuaży, które coś zmieniły było sporo. Czasami była to praca, która wygrała konkurs, gdzie było naprawdę dużo dobrych prac. Czasami coś niekonwencjonalnego, czasami coś ciężkiego technicznie do ogarnięcia.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

No właśnie nie było takiego, bo te, które jakoś nie do końca estetycznie, tematycznie mi nie siadły. Odmówiłem, jak np. wytatuowania oczy, uszu, powiek, porteru na policzku pomniejszonego do paru cm itp. Nie widziałem sensu w tych działaniach, więc nie skorzystałem. Co do samych pomysłów, że tak powiem mocno skrajnych, to ceniąc prywatność klientów nie chciałbym o nich mówić publicznie.

Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

No tak chyba każdy takie ma, ale to zostawię dla siebie. Po prostu nie znajdziecie ich u mnie w galerii. No i tak jak wspomniałem, nie nadaję się do geometrii itp.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Przez te wszystkie lata było ich tyle i tyle razy się wydarzały, że po prostu znormalniały i już nie są dziwne. Mam taką zasadę, że publicznie nie zawsze wypada o niektórych rzeczach pisać, szanując osoby, których dotyczą. Jestem jak ksiądz (śmiech).

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Zdziwienie, że trzeba się zapisać wcześniej, wpłacić zaliczkę lub kwota za sesję. A szczerze powiem, że nie bardzo, to jest praca z ludźmi, a ludzie są różni, różnie reagują, mają różne oczekiwania. Starczy się odpowiednio z nimi komunikować i żadnej irytacji nie będzie. Jeżeli totalnie nie ma chemii z obu stron, to też nic strasznego. Po prostu można zrezygnować z tatuowania, nikt przez to nie umrze (śmiech).

„Janusze tatuażu” to?

To integralna część każdego fachu. Byli, są i będą. Jakbym teraz tatuował z skillem sprzed 20 lat też pewno znalazłbym się w tym zacnym gronie. Kwestia podejścia do tematu, determinacji i chęci rozwijania się. Każdy ma swój target, oni też mają. Przypuszczam, że osoby, które się tatuują u takich osób nigdy nie będą klientami profesjonalnego studia, i odwrotnie.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Oj jest i to sporo, ale często się zmieniają, przez to chyba nie ma sensu ich wymieniać. Przez social media, ilość postów i przebodźcowanie czasami nawet nie jestem w stanie zapamiętać jak się nazywają - serio, a może to już demencja. I choć są to w większości osoby spoza branży tatuatorskiej, to zdarzają się także tatuatorzy.

A jak czujesz się, z tym, że to Twoje pracę podziwiają inni?

Hmm, bardzo mi miło jak komuś podobają się moje prace. To chyba tyle. Nic totalnie się nie dzieje, jeżeli komuś się nie podobają.

Co doradziłbyś młodym marzącym o dziaraniu?

Nauka rysunku, zdobycie wiedzy o higienie i tego jak bezpiecznie wykonać tatuaż, uświadomienie sobie tego, że tatuowanie to nie bułka z masłem. Bierzecie bardzo dużą odpowiedzialność na swoje barki. Potem paroletnia nauka pod okiem doświadczonego tatuażysty. Następnie inne studia by wyrobić sobie inne punkty widzenia. Zastanówcie się też czy naprawdę chcecie otwierać własne studia, bo kij ma dwa końce i na tym drugim końcu zawsze ukróci wam się to, co lubicie najbardziej… Ale do sedna - praca, praca i jeszcze raz praca nad sobą. Pamiętajcie o etyce - tej życiowej i zawodowej.

Wymień trzech tatuatorów z Polski, których uważasz za wybitnych artystów.

To jest na tyle niekomfortowe pytanie dla mnie, że owe nazwiska pozostawię dla siebie. Te osoby się zmieniają, zaskakują na konwencjach, więc nie wiedzę sensu wymieniania ich, ponieważ za rok mogą to być inne osoby.

Kazimierz Rychlikowski - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Kazimierz Rychlikowski - tatuażysta z Wodzisław Śląski. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.