Rybnik: Tomasz "Tofi" Torfiński z Ink-Ognito. Specjalny wywiad przeprowadzony przez Smyka dla TattooArtist.pl - cz.2

Wywiady - Artyści tatuażu lip 13, 2020
Życzę sobie, żeby świat tatuażu - to trochę taka idylla wyimaginowana - był znowu wypchany młodymi artystami, pełnymi pasji i pomysłu na siebie. Pełnymi zaangażowania w tą branże i bardzo wierze w to, że zatoczy to koło. Życzę młodym, aby odnaleźli w sobie wartości artystyczne, bo teraz zupełnie nie widzą, co robią.
Tofi (po lewej) i Smyku (po prawej)

Czy pamiętasz swój pierwszy tatuaż, który komuś zrobiłeś?

Oczywiście, że pamiętam. Gdyby nie to, że jest to jedno z najczęściej zadawanych pytań to byśmy je pominęli, ale to fajna historia. Pierwszy tatuaż zrobiłem na osobie, u której się tatuowałem. To osoba, która wprowadziła mnie w ten świat (wywiad nr1). Jak dowiedział się, że zaczynam tatuować to się do mnie zgłosił. Chciał po prostu być pierwszą osobą, której wykonam tatuaż w studiu. Zależało mu na tym przez wzgląd na naszą historie, a ona w tamtym momencie zatoczyła koło.

Naprawdę w studiu robiłeś swój pierwszy tatuaż?

Tak.

A idąc za ciosem. Pamiętasz swoją pierwszą maszynę?

Ja przez pierwszych pięć lat nie miałem własnej maszyny. Pracowałem na sprzęcie należącym do studia. Wtedy to były trochę inne czasy. Maszynki były cholernie drogie a ja nie zarabiałem w studiu jakiś kokosów. Robiło się wtedy jeden lub dwa tatuaże w tygodniu. Ja, jako początkujący tatuażysta, dosłownie mówiąc, nie byłem sobie w stanie kupić maszynki. Miałem jednak to szczęście, że mój ówczesny szef posiadał ich wiele. Zalegały mu w szufladzie, więc je mi po prostu udostępnił. Były to podrabiane przez Żurawskiego Spauldingi - cała Polska tym dziarała. Przez wszystkie pierwsze lata dziarania nimi były ok. Nic mi w nich nie brakowało… do dnia, w którym poznałem Zappę. Uświadomił mi, że te maszynki były rozregulowane, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia, bo techniczne aspekty tatuowania były przede mną ukrywane. Ja przez wiele lat nie wiedziałem, co to jest to fioletowe, czym się odbija kalkę ze wzorem, co jest wlane do rapidografu. To była tajemnica studia. Nie mogły wyjść na jaw takie szczegóły. Wtedy jak ktoś przychodził do studia i się pytał o jakieś takie tajniki tej sztuki, to się odbijał od ściany. Nie można było potencjalnemu konkurentowi zdradzać takich tajemnic.

Ale dziś już takich tajemnic nie ma. Może zdradzisz w takim razie, czym teraz tatuujesz? Jaka maszyna jest Twoją ulubioną i dlaczego?

Muszę powiedzieć, że ja jestem ogólnie fanem nowych maszyn. Testuje wszystko, co jest dla mnie interesujące pod kątem technologicznym. Teraz są laboratoria, w których powstają precyzyjniejsze i szybsze silniki. Tam są specjaliści, którzy drążą ten sam temat od wielu lat. Umożliwiają nam niesamowity progres w tatuowaniu. Ja pracuje teraz na FK Irons, ale zakładam, że jest to tylko epizod. Skończy się w momencie, w którym coś fajnego wyjdzie z Cheyenna albo z innej firmy, która myśli do przodu. Więc jeśli się okaże, że ktoś wymyślił jakiś nowy patent to na pewno go przetestuje a czy przy nim potem zostanę, to się okaże.

Wychodzi na to, że lubisz zmieniać sprzęt.

Przeszedłem przez wszystkie programy sponsoringowe producentów sprzętu. Miałem go przed oficjalną premierą. Oni nas używali, jako testerów, ale dzięki temu miałem dostęp do maszyn zanim trafiły na rynek. Dla mnie to było wyróżnienie, że mogłem sobie popracować sprzętem, którego jeszcze nikt nie miał. Oczywiście to nie miało miejsca z Cheyennem, który jak sam wiesz jest Apple. Strzegą tych wszystkich rozwiązań, designu itp. do momentu, aż jest uruchomiona linia produkcyjna. Bardzo podoba mi się ten ich model produkowania sprzętu, ten cały anturaż.

To jednak masz jakiegoś faworyta.

Oni mnie mega ujmują designem no i de facto do nich należała ta pierwsza maszynka, która nie była cewką. Uwierzyłem wtedy, że to musi być coś dobrego. To właśnie było w czasach, kiedy popularne stawały się iPhony a ja już byłem nastawiony na nowe technologie. Podoba mi się to, że firma z Niemiec robi sobie desing taki, jakiego nikt nie zrobił. Zrobili maszynkę rotacyjną w zupełnie innej odsłonie. Oczywiście to był poboczny produkt tej maszynki do makijażu permanentnego, ale dzięki temu okazało się, że stworzyli maszynkę do tatuażu, która wykracza wiele lat w przyszłość i jak się później okazało zrewolucjonizowała sztukę tatuażu a mój to w ogóle przewróciła do góry nogami. Miałem dużo sugestii kolegów z branży, że to jest sprzęt zabawkowy, którego nie należy używać. To jest rotacja, nie ma tego elektro-magnetycznego elementu, który na siłę wpycha farbę w skórę. A ja na przekór jej używałem. Na początku było to takie kontrowersyjne w środowisku. No a jak się okazało dziś to miałem trochę racji.

Jak opisałbyś swój styl tatuowania. Nie chodzi mi o projekty tylko o samo wykonanie tatuażu i skąd czerpiesz inspiracje?

Oczywiście ja sam jestem swoją największą inspiracją. Przechodziłem przez wszystkie etapy ze swoimi autorskimi pracami. Czerpałem z zewnątrz, z malarstwa, z rzeźby i z tatuażu. Malarstwo surrealistyczne. Poruszam tematy i wokół tego oscyluje. Atmosfera moich tatuaży się nie zmieniła na przestrzeni tych ostatnich piętnastu lat. Zmieniły się tylko narzędzia, za pomocą, których buduje historię. Ostatnio zrobiłem sobie taką retrospekcję  swoich najstarszych prac (dostępne na FB). Po za tym, że one są fatalnie sfotografowane, fatalnie zaprezentowane, bo jak na tamte czasy to była taka norma i one tak, żeby było śmiesznie,  były publikowane w magazynach, co też już taką archaiczną kwestią. To oglądając te zdjęcia można zobaczyć jak leci mój progres. Okazuje się, że to były bardzo podobnie skonstruowane tatuaże, tylko używałem do tego innych narzędzi. Teraz używam postaci do opowiedzenia historii. Wtedy było dokładnie tak samo tylko musiałem używać fotografii, które robiłem sam sobie. Gest dłoni, czy gest ciała. Sklejałem to w Photoshopie, czyli tak samo jak teraz robię. Wtedy robiłem realistyczne pracę i pomyślałem sobie, że skoro jestem w stanie zrobić portret no to jak zrobię sobie zdjęcie to też fajnie opowiem historię. I tak te pierwsze moje autorskie prace powstawały. One odstawały już od takich stricte rysunkowych. Miały trochę więcej głębi, trochę więcej realizmu. Oczywiście wszystko było koślawe i polepione ze sobą "na słowo honoru”, ale coś wyrażały. Zmieniłem teraz sposób projektowania.

Masz tu na myśli projektowanie 3d?

Tak. Potrzebowałem o wiele dokładniejszej formy. Lubię się bawić atmosferą całego wzoru bez względu na to, z jakiego źródła pochodzi. Zależy mi na tym, aby uzyskać jednolitą, sugestywną atmosferę z jednym oświetleniem i z jedną perspektywą. Dodałem dwa do dwóch i okazało się, że programy do grafiki 3d dają takie możliwości. Od tego momentu przestałem robić portrety i większość realistycznych tatuaży. To akurat też zbiegło się z tym momentem rozpoczęcia pracy w studiu przez Karola (wywiad nr 1), który przejął tych realistycznych klientów. Surrealizm Dalego i Beksińskiego czy biomechanika Gigera (Hand Rudolf Giger) jest jedną wielką wypadkową tych wszystkich elementów, które zrobiłem. I powiem Ci, że codziennie rysuje jakiś koncept. Teraz z Ipada się przeniosłem na kartkę i ołówek, który jest dla mnie najbardziej namacalnym i naturalnym narzędziem do rysowania. Wróciłem sobie do korzeni. Tutaj zaprzeczam temu, że jestem taki mega technologiczny, ale to położenie sobie szkicownika wieczorem przy lampce to zupełnie inne doznanie niż świecący ekran. Taka wartość sentymentalna. Potem już wszystko odbywa się na komputerze i tam mogę się bawić w cały ten surrealizm, z kreowaniem tego wszystkiego, co sobie wymyślę.

Czy jesteś wstanie powiedzieć o jednym tatuażu, z którego jesteś najbardziej zadowolony.

Jest taki tatuaż - całościowy. Jeszcze nieskończony, zostało nam kilka sesji. To tatuaż na moim koledze, który wytatuował się u mnie po raz pierwszy w Londynie, kiedy odwiedzałem Kamila Moceta na guest spocie. Okazało się całkiem przypadkowo, że wypadł mi tam jakiś termin i akurat on się na niego wbił. Podczas dziarania okazało się, że on też jest z Rybnika, ale nie znaliśmy się wcześniej. Po ok trzydziestu pięciu sesjach ma już prawie całe ciało wytatuowane. To jest najbardziej znaczący dla mnie tatuaż i nie pod kątem rozmiaru a tej historii. Ten kolega był umówiony tylko na jedną sesję. To było przedramię i faktycznie przygotowałem wzór tylko na przedramię, który bez kwestionowania został przeniesiony na skórę. Na sam koniec zapytał się mnie czy bym go nie wytatuował całościowo. Byłem tym mega zaskoczony, bo wcześniej nikt mi takiego pytania nie zadał. Bez chwili zawahania się zgodziłem. To jednak nie jest główny powód, dlaczego ten tatuaż jest dla mnie najważniejszy. W trakcie dziarania nigdy nie padło pytanie o temat całej kompozycji. Miałem i mam dowolność pod kątem kolorystyki, motywów i formy. Wolność artystyczną od samego początku do końca. Ta współpraca jest dla mnie bardzo ważna i doceniam to. Byłem w stanie przez dobrych pięć lat pracy nad tą kompozycją odkryć siebie. W momencie, kiedy ma się zupełną swobodę można zerknąć w głąb i zapytać siebie „jak za pomocą wszelkich dostępnych środków chciałoby się i co chciałoby się wykreować?”. Tam wchodziła nutka eksperymentu pod kątem formy, treści, kolorystyki i kombinacji tego wszystkiego. Musiałem sobie zwizualizować jak dwie ręce będą wyglądały w momencie, gdy się złączą. Dużo miałem zagwozdek wymagających ode mnie intensywnych przemyśleń koncepcyjnych i projektowych. Problemów, z których musiałem wybrnąć. Musiałem myśleć o całym ciele pod kątem kolorystycznym i kompozycyjnym. Jedna decyzja była konsekwencją poprzedniej i wyznaczała drogę do kolejnej. Dzięki temu mogłem się określić sam w samym sobie. Życzę każdemu, żeby mógł coś takiego zrobić.

Nie każdy może tego doświadczyć…

Oczywiście mówię o osobach, które projektują własne tatuaże. Bez opierania się na cudzych projektach czy kalkach. Myślę tu o tym tatuażu autorskim. Bo nie jest mi w stanie zaimponować ktoś, kto faktycznie jest jak kalka. Nawet najpiękniejszy tatuaż, jeśli składa się z elementów zapożyczonych od kogoś innego, czy zbudowany jest na szkielecie innego artysty, to, jaki by nie był on technicznie dobrze wykonany, to niestety dla mnie będzie bezwartościowy.

Amen. Zgadzam się z Tobą.

No, ale tak jest. Dla mnie osobiście jest to o wiele gorsze, niż skopiowanie lub próba skopiowania jeden do jeden wzoru. To jest uwłaczające. Dotknięcie formy wypracowanej przez lata przez innego artystę. Tak ta nasza branża działa. Tutaj nie traktuje się poważnie osób, które zagrabiają czyjąś plastyczną i artystyczną osobowość na swoje potrzeby. Nikt tutaj nikogo nie oszuka. Kalka jest kalką i muszą z tym żyć. Niestety nie jest to szykanowane a powinno być. Ci ludzie sami pozbawiają się okazji, aby dołożyć coś od siebie do tego mainstremowego tatuażu. Szkoda, bo to są dobrzy tatuatorzy zazwyczaj. Niestety nie dysponują tylko swoją własną osobowością. Temat zepchnięty na margines.

Poważnie się zrobiło. Więc porozmawiajmy, o czym weselszym. Pamiętasz najdziwniejszy tatuaż albo najdziwniejszą rzecz, jaka przydarzyła Ci się podczas tatuowania? W trakcie tylu lat pracy musiało spotkać Ciebie coś godnego zapamiętania?

Tak jak każdy mam takich historii od groma. Niestety większość z nich nie nadaje się do publikacji, czy do opowiedzenia w szerszym gronie. Opowiem taką jedną ciekawostkę. Każdy z nas ma pracę, dzięki której zwróciliśmy na siebie uwagę. To bardzo często prace, które powstawały w sposób przypadkowy. Na zasadzie, że albo Klient przyniósł nam jakąś fajną referencję do wytatuowania albo z różnych innych względów była to jakaś szczególna praca a potem okazywało się, że powstał jakiś wiralowy tatuaż, który obiegł świat. Ja też taką pracę miałem i to w erze, gdy nie było jeszcze internetu, a tatuaż można było zobaczyć tylko w świecie realnym, czyli na konwencie. Była taka sytuacja, że miałem pierwszego Klienta, który się do mnie umówił z zagranicy. Oczywiście gdzieś do niego doszły prace, z konwencji z Wielkiej Brytanii. Umówił się na termin i czekał z pół roku. Dla mnie to już było takie wyróżnienie. To też był artysta – fotografik konkretnie. Mocno otwarta głowa, taki dający mi pełną dozę zaufania i swobodę w zaprojektowaniu całego rękawa. Miałem wiele czasu na przygotowanie. Oczywiście byłem tak sparaliżowany tym, że mam taką swobodę, że nie byłem w stanie nic wymyślić. Totalnie byłem zablokowany i pomyślałem sobie wtedy, że fajnie by było gdyby klient powiedział mi jak mam ten temat ugryźć. On celowo tego nie zrobił, bo chciał zobaczyć, co wyjdzie z tego, że daje mi wolną rękę. A ja nie mam w nawyku iść po najniższej linii oporu. Nie zrobiłem mu czachy, jak większość ludzi, których znam w branży tatuażu. Czacha to jest uniwersalny motyw, który zawsze się sprzeda i będzie miał milion lajków. Chciałem zrobić coś takiego, co faktycznie pozwoliłoby mi się wykazać. Ale totalnie nie miałem na to pomysłu. Na koniec, krótko przed terminem, znów skontaktowałem się z tym klientem. Musiałem coś z niego wydobyć, żeby w jakiś sposób mnie naprowadził. Powiedział mi wtedy, że ma biomechanikę na drugim rękawie i ewentualnie można by było pójść w jakiś biomechaniczny temat. Dostałem rozwiązanie, ale de facto oblałem ten test. Miałem się już za takiego świadomego artystę, który miał pełną swobodę, był w miarę znany, miał swoją osobowość artystyczną. Przyleciał z Dublina, wszedł do studia i powiedział "pokaż, co przygotowałeś". Nie chciał widzieć wcześniej projektu. Ja rozrysowałem w skali 1:1 ołówkiem biomechanikę na całą rękę dookoła, a on mówi, że jest fajnie, ale nie będzie tego nosił, "nie obraź się, ale nie widzę tego na sobie, to nie jest projekt dla mnie”. Zbeształ wszystko, co było zrobione według kanonów. Nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. A on zdecydowanym skinieniem głowy wskazuje na ścianę, na której był rysunek, który sobie narysowałem tak po prostu, taki nie do wytatuowania, bo przedstawiał twarz kobiety rozciągniętą na cały rękaw. Zastanawiałem się jak to przenieść na skórę. Wyobrażałem sobie twarz, która była naciągnięta, przeskalowana, oplatała całą rękę i przechodziła przez zgięcie na przedramieniu. Zdeformowało się to maksymalnie. Zrobiłem coś, co ta niepisana biblia tatuatorów, którzy projektują, jakby zabrania. Złamałem wszystkie możliwe standardy, które można było złamać, tylko po to żeby sobie uświadomić, że nie należy tak robić. Projekt na rozłożonej kartce papieru przedstawiał twarz, która była pocięta, poprzebijana gwoździami. Oczywiście bardzo mu się spodobał, dlatego, że to była tak niestandardowa forma łamiąca wszystkie zasady w tatuażu i dlatego ją chciał. Dostał to, po co przyjechał.

No to jednak dobrze się ta historia kończy.

Tak, ale ja ten test jak mówiłem wcześniej „przygotowując się do niego” oblałem. Koniec końców zrobiliśmy to, co było zamierzone w sensie metafizycznym. Ten wzór wisiał miesiącami w studio, ale nikt o niego wcześniej nie poprosił, bo on łamał te wszystkie konwenanse. Mało tego miałem mega problem z wytatuowanie mu tego. Mój szef zabronił mi to robić. Miałem dylemat czy to zrobić. Usłyszałem zdanie, które mi zabraniało wykonania tego tatuażu. Usłyszał to też mój klient i zapytał mnie czy się do tego dostosuje czy nie. Jemu też się podobało bycie w tej całej sytuacji, bo on widział mnie jak ja podejmuje najbardziej ryzykowną decyzje w swoim życiu. Miałem dosłownie chwilę na podjęcie decyzji. Samo to pójście w tej sytuacji pod włos było dla mnie o wiele bardziej atrakcyjne niż świadomość tego, że łamie te konwenanse, że się delikatnie stawiam jakby swojemu szefowi i bronie tego swojego pomysłu. W momencie, w którym powiedziałem "tak" zmienił się sposób mojego myślenia. Uformował moją obecną teraźniejszość. Po pierwsze pod kątem tego przeskalowywania i pod kątem tego, że się tatuaż zawija a po drugie wtedy zdefiniował się ten mój niszowy klient. Oni chcą coś innego niż inni, na przekór, po prostu. Nieważne, co by nie było - tak to działa. To jest wyjście ze strefy komfortu. Życzę tego wszystkim innym, ale to, co widzę teraz w internecie to jest z dziewięćdziesiąt procent popeliny, znajdującej się w strefie komfortu, i to nawet nie swojej tylko czyjejś, a ta czyjaś jest jeszcze kogoś i tak wszyscy się gotują w swoim sosie i przychodzą do mnie i się pytają, co oni robią nie tak, a elementarnie robią wszystko źle. Zasugerowane wrócenie do korzeni, odrobienie zadania domowego jest przez nich atakiem. Trochę wybiegłem...

Chyba przeszliśmy do kolejnego pytania, które miało dotyczyć Januszy tatuaży…

Dokończę tylko poprzednią myśl.  Okazało się, że z tego przeskalowania i owinięcia dookoła ręki stworzyłem swój styl. Nie widziałem nigdy wcześniej tak wytatuowanej ręki. Zrobiłem coś wbrew wszystkim. Coś, co uwłaczało ówczesnym zasadom tatuażu. Praca została gdzieś opublikowana i okazało się, że się podoba. Teraz już nikt nic sobie z tego nie robi, że coś gdzieś się zawija lub zgina. Teraz to już jest norma. Dla mnie to był krok milowy, a przy okazji otworzyłem innym osobom oczy na inne rozwiązania, w zupełnie innych stylistykach. Plus dodatkowo wiele lat później pomyślałem sobie, że można by było zrobić coś więcej. Skoro zrobiłem taką przeskalowaną pracę na ręce, to mogę ją również zrobić na nodze. No i oczywiście też się okazało, że można. Myślenie troszeczkę pod włos może kogoś do czegoś fajnego zainspirować.

A wracając do Januszy tatuaży…

Wracając do Januszy tatuażu to są nimi Ci, którzy z tej strefy komfortu, o której mówiłem nie wychodzą. Jest mi smutno i szkoda tych osób, bo w większości są bardzo dobrymi artystami, którzy niestety nie rozumieją tego, że robią kalkę kogoś innego. Janusze obudźcie się.

Pięknie zakończone. Podrasowywanie zdjęć tatuaży. Jak Ty to postrzegasz?

To jest złożone pytanie. Można podrasować zdjęcie na różne sposoby. Dla mnie najbardziej podstawowym sposobem „podrasowywania” zdjęć, którego jestem mega zwolennikiem to po prostu umiejętność prawidłowego wykonywanie zdjęć tatuażu i tyle. Większość najlepszych artystów to robi. To nie jest żadne oszustwo, gdy robisz porządny tatuaż a potem używasz filtra, który pokazuje całą głębie, którą Ty użyłeś i w projekcie i później w tatuażu. Pokazujesz całe spektrum od czerni do bieli, wszystkie tonacje, które przeszedłeś. Oczywiście są programy, które rozmywają kolory, rozmywają cienie, usuwają saturację itp. Nikt już nie jest w żaden sposób z tego rozliczany. Tak samo jest ze wzorami, które są powielane i tak samo tutaj też nie jesteśmy wstanie tego zatrzymać. Kiedyś wydawało mi się, że można byłoby to zrobić szykanując te osoby, które w jakiś sposób grzebią w tych zdjęciach. Później jednak to stało się tak nagminne, i takie nastąpiło zobojętnienie środowiska i klientów, bo dla nich i tak jest wszystko jedno, bo widzi ładnie wyglądający tatuaż. Każdy orze jak może. Każdy reklamuje siebie tak jak jest. Każdy ma też swoje sumienie i musi z tym żyć później, że ten jego tatuaż w rzeczywistości może nie wyglądać tak jak wygląda na zdjęciu.

No, ale popierasz to czy nie?

Dlatego to rozebrałem na czynniki pierwsze. Byłoby hipokryzją popieranie czegoś takiego ze względu na to, że ja sam staram się pieczołowicie odrobić to podstawowe zadanie domowe, którym jest dla mnie umiejętność sfotografowania mojej pracy. Każdy powinien pokazać tą swoją pracę jak chce, żeby ona była widziana i tak, żeby zaprezentowała jego skill. Ja nikogo za rękę nie złapałem. Widzę, na zdjęciach, że faktycznie są kolory bardziej nasycone. To już każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na pytanie czy to jest oszustwem czy nie. Według mnie tak, dlatego że jeśli nie widać ziarna wbitego koloru a ono fizycznie jest na skórze, na świeżym tatuażu to jest to oszustwo. Ten minusowy skill robienia zdjęć też może być przez kogoś nazwany oszustwem, bo zamiast czerni widzisz ciemny, szary kolor a na żywo tam czarny kolor jest przecież wbity. Najlepiej jest pokazać tatuaż jeden do jednego - tak jak jest zrobiony. Słyszałem, że wklejają realistyczne elementy projektu w tatuaż, który im nie wyszedł. Blendują to wszystko na zdjęciu wykonanego tatuażu i wygląda to jak arcydzieło. To każdy już musi sobie odpowiedzieć sam na pytanie, jakim jest tatuażystą. Ja nie jestem policją tatuażową, żeby kogoś szykanować. Niech każdy sobie robi tak jak chce. Bardzo dobrze mi się ogląda dobrze sfotografowane tatuaże i większość artystów z górnej półki tak robi a reszta mnie nie obchodzi.

Co byś doradził młodym stażem artystom?

Muszą ciężko pracować i mieć pasję do tatuowania. Nie ma znaczenia, z jakiego jesteś pokolenia, nie ma znaczenia, jaką masz filozofię, jakie masz wykształcenie… choć jak masz przygotowanie plastyczne to masz u mnie plus. Jeśli masz pasję do tatuażu, to się tego trzymaj. A Ci, co mają tylko pasję do pieniądza i zaczynają to robić z ich powodu no to życzę im, żeby szybko im nie poszło i żeby dalej tego nie robili. Życzę sobie, żeby świat tatuażu - to trochę taka idylla wyimaginowana - był znowu wypchany młodymi artystami, pełnymi pasji i pomysłu na siebie. Pełnymi zaangażowania w tą branże i bardzo wierze w to, że zatoczy to koło. Życzę młodym, aby odnaleźli w sobie wartości artystyczne, bo teraz zupełnie nie widzą, co robią.

Tofi dziękuje Ci serdecznie.  To było ciekawe doświadczenie zadawać Ci pytania, żeby inni poznali Cię takiego, jakiego ja Cię znam. Pozdrawiam wszystkich - Łukasz Smyku.

To była jedna z najprzyjemniejszych form odpowiadania na pytania do wywiadu i cieszę się, że wspólnie to zrobiliśmy. Pozdrowienia dla wszystkich!

Tomasz Torfiński - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Tomasz Torfiński - tatuażysta z Rybnik. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.
Ink-Ognito - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Ink-Ognito - studio z Rybnik. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.