Świecie
Styl tatuażu: Dotwork / Graficzny / Sketch / Neo-tradycyjny / Newschool / Graffiti / Cartoon / Traditional / Oldschool
1 miejsce Poznań Tattoo Konwent 2022 - kat. Film i Sztuka
Świecie
Rok 2020, pandemia koronawirusa i depresyjna ja.
Ja i moja upadająca, bez szans na przyszłość działalność, która okazała się być w tym „dziwnym czasie” totalnie niechciana i niepotrzebna.
W domu przaśna i dorastająca latorośl (wtedy pięcioletnia), która od początku wspierała i wierzyła w swoją Mamę.
Wiedziałam, że nie mogę siebie i jej zawieść, trzeba było otrząsnąć się i zakończyć ten marazm, po prostu działać.
Odkąd pamiętam zawsze byłam niestrudzonym i pełnym pasji samoukiem, który jeśli się mocno uparł i fokusował na danym zadaniu - dopiął swego - z czystej pasji i chęci własnych.
Tym sposobem lata temu nauczyłam się tworzyć grafiki, potem rysować ilustracje.
Kiedyś żałowałam, że nie miałam możliwości uczyć się w szkole plastycznej - mojej młodo owdowiałej mamy nie było finansowo stać na to, by móc wesprzeć rozwijającą się pasję dorastającej, nastoletniej córki.
Bycie samoukiem i własne chęci sprawiły, że założyłam swoją mikro działalność jeszcze na początku 2020. Tworzyłam odzież sportową z własnymi, nietuzinkowymi wzorami, których brakowało na biegowym rynku.
Autorski projekt się przyjął, spodobał się tym wszystkim świrom - byłam spełniona zawodowo i bardzo szczęśliwa.
W pamiętnym i wspomnianym wyżej 2020 roku Covid sprawił, że w niedługim czasie zaprzestano organizacji biegów masowych i tych pomniejszych. Kluby sportowe również wstrzymywały się z zamówieniami - zlecenia odeszły w niepamięć.
Strach, rozpacz i nawrót depresji.
Kiedy człowiek wkłada całe swoje serce w pracę i poświęca dużo czasu na swój rozwój czuje się w pewnym momencie „ukrócony w działaniu”, wręcz „wykastrowany z możliwości”.
Jako mikro przedsiębiorca otrzymałam wtenczas pomoc z rządu, wsparcie finansowe, które miało być „na przetrwanie” tego trudnego czasu. Intuicja podpowiadała mi, by zainwestować ów finanse w swój rozwój oraz w sprzęt, który przyda się w późniejszym czasie.
Zainwestowałam - kupiłam swoją pierwszą maszynkę Cheyenne, którą mam do dziś. Ciekawym sposobem trafiła w moje ręce 1 czerwca - dla mnie był to swoisty Dzień Dziecka.
Sztuczne skóry, potem melony i banany szły w nieustanny ruch. Niejednokroć rzucałam to wszystko w cholerę klnąc pod nosem. Nie dawałam za wygraną.
Znajomi użyczali swoich skór na pierwsze dzierganki maszynką.
Dopamina, serotonina - ichni poziom był na wysokim poziomie - chciałam więcej tej wiedzy zdobywać.
Po niecałych trzech miesiącach udało mi się dostać na praktyki do jednego z bydgoskich pracowni tatuażu - Scarlett Studio. Pierwszą ludzką skórę pod okiem swojego Sensei Andrzeja Kaczmarka wytatuowałam w studio pod koniec października. I tak to się wtenczas zaczęło rozkręcać.
Nie mam do dziś samochodu, ba - prawa jazdy również nie posiadam.
Codziennie dojeżdżałam do Bydgoszczy autobusem - wstawałam o 4:00 by móc być na miejscu o 6;30 (tak, wiem, niestandardowo jeśli chodzi o godziny pracy).
Nie czułam, że jest to jakiekolwiek poświęcenie (bo nie było!), wręcz ochoczo codziennie wczesnym porankiem budziłam się z uśmiechem by móc się spełniać, uczyć zawodu a w domu być tą niepoddającą się w działaniu Mamą.
Czy żałuję? NIGDY!
Dziś nie krępuję się mówić również o tym mroczniejszym i pozbawionym radości czasie. Bez wstydu - to tak totalnie ludzkie.
Empatia i wysoka wrażliwość są cholernie ludzkie - śmiem często twierdzić, że są darem jak i przekleństwem (w byciu tatuatorem, uważam, że jest to pożywna „karma”, która napędza ten kreatywny mechanizm).
Obecnie również wiem, że moje fokusowanie się na danym zagadnieniu i łatwość przyswajania nowych umiejętności oraz wiedzy nie była po prostu czymś zwykłym, takim „o! Po prostu”.
Jestem nie tyle co starsza, lecz również pełna świadomości i zrozumienia wobec siebie samej - posiadam obecnie tę wiedzę, iż jestem w spektrum ADHD, które w wielu przypadkach może być darem i przekleństwem - dla mnie było (jest!) mocną stroną by nie zaniechać pomysłom a brnąć w nich do przodu, nawet, kiedy ta droga wydaje się nie mieć końca. Intuicja - tak, to kolejne „narzędzie”, które w naszym zawodzie jest jednym z tych przydatnych i pożądanych, pozwoliła mi ona trwać w postanowieniu.
Jako osoba już dorosła otrzymując diagnozę - odetchnęłam z ulgą - już wiedziałam, że nie jestem dziwakiem oraz moje poczynania nie są dziwne.
ADHD dla mnie to „wyjątkowy i nieproszony dar”, dzięki któremu nie zwątpiłam w siebie, jak i nie dałam sobie wmówić, że będąc po 30-tce (mając w zanadrzu dorastającą córę) już jest się zbyt „starym” (?) na stawianie pierwszych kroków w tym kreatywnym zawodzie.
Wiem dziś również to, że z młodszym tatuatorskim pokoleniem można mieć koleżeńską sztamę i ramię w ramię wspierać się wzajemnie. Pasja nie ma wieku, który można określić na podstawie peselu.
Serdeczność odkryłam. Dużo serdeczności.
Ten zawód to często masa wsparcia i ludzkiej empatii wśród artystów.
Człowiek czuje się pokrzepiony.
Co zyskałam dzięki tej trzyletniej, wyboistej i nierównej drodze w byciu tatuatorem?
Zyskałam wspaniały zawód, w który pokładam ogrom serca (tak, ja nadal się również uczę! Sprawia mi to wiele radości), co sprawiło, że po trzech latach mogłam otworzyć w swojej małej miejscowości (Świecie) własną pracownię tatuażu, do którego raz po raz wracają zadowoleni i otuleni dobrym słowem Klienci.
Jestem tą szczęściarą, która nie wie gdzie zaciera się granica pasji oraz pracy.
Robię to, co naprawdę sprawia przyjemność. Doprawdy - piękne to uczucie.
Cześć, to ja - Marta.
Moja historia, którą właśnie czytasz jest być może dość krótka, lecz okraszona dużym zaangażowaniem, działaniem jak i niezaniechaniu własnym postanowieniom.
Mam obecnie 33 lata, nie dałam sobie wmówić, że przebranżowienie się w trudnym ekonomicznie czasie jest niemożliwe, zyskałam wiele pokory jak i dalszych chęci i możliwości doskonalenia warsztatu.
Zyskałam wielu wspaniałych znajomych z branży.
Czuję wdzięczność.
778 dni temu