Opis
Gdy byłam mała, marzyłam o karierze architekta. Pewnie przez tę postać z mojej ulubionej książki, która budowała zamki w chmurach. W liceum odkryłam robotykę i pomyślałam: „Hej, może zamiast zamków, roboty?” Zmotywowana, rzuciłam się w wir nauki programowania. W końcu stałam się pierwszą dziewczyną w mojej szkole, która poszła na maturę z informatyki. Tylko by potem zrozumieć, że Politechnika miała inne plany. Wylądowałam na uniwersytecie, zanurzając się w informatyce.
Ale potem, nagle, depresja wbiła mi kosę w plany. Zaczęłam myśleć: „Może grafika? Albo ilustracje książek dla dzieci? Albo... coś zupełnie innego?” I właśnie wtedy, przeszłam obok studia tatuażu i pomyślałam: „Dlaczego by nie?” Zerowe doświadczenie artystyczne, ale hej, przynajmniej mam odwagę pytać, prawda? Po serii odmów, które sprawiły, że zastanawiałam się nad karierą w cyrku, w końcu trafiłam do studia, które postawiło na mnie.
Tak więc, przez kilka zakrętów, upadków i niezliczonych prób, znalazłam się w świecie tatuażu. Zderzenie z rzeczywistością było mocne - od spotkań z ludźmi, którzy wydawali się chcieć mi utrudnić życie, po momenty, kiedy zastanawiałam się, czy rzeczywiście jestem w odpowiednim miejscu. Były czasy, gdy mobbing stał się moją codziennością, a frustracja i wątpliwości były moim chlebem powszednim. Ale zawsze gdzieś w głębi czułam, że to moje miejsce, że tatuaże to coś więcej niż tylko atrament na skórze. To moja pasja, sposób na wyrażenie siebie i połączenie z innymi.
Kiedy założyłam własne studio, początki były trudne. Ale z czasem, dzięki wsparciu niesamowitych ludzi, którzy podzielili się ze mną swoją wiedzą i pasją, moje studio stało się miejscem, gdzie mogłam być sobą. Gdzie każdy wzór, inspirowany secesją, był dla mnie jak kolejny rozdział w książce mojego życia.
Dziś patrzę wstecz z humorem i wdzięcznością. Bo choć droga była pełna wyzwań, dała mi też niesamowite chwile, spotkania z ludźmi i przede wszystkim – poczucie, że robię to, co kocham.
794 dni temu