Cześć, jestem Ola i moją przygodę z tatuażami zaczęłam ok. 15 lat temu jeszcze za czasów studenckich. W raz z kumpelą byłyśmy fankami programu "Miami Ink" postanowiłyśmy spróbować swoich sił w tej sferze sztuki bo obie jesteśmy utalentowane artystycznie. Oprócz tego marzyłyśmy o wyjeździe do Australii a robienie tatuaży miało nam to marzenie przybliżyć. Złożyłyśmy się na pierwszy sprzęt i oferowałyśmy swoim znajomym i nieznajomym z uczelni "tanie dziarki". Po krótkim czasie kumpela stwierdziła ze jednak to nie jest dla niej. Umówiłyśmy się, że spłacę jej cześć sprzętu w piwach - wiec trochę to trwało - haha. Ja jednak nadal chciałam tatuować, choć często spotykałam się z opiniami, że to nie jest zajęcia dla dziewczyny, że maszynka to nie ołówek i gumką się nie zmaże jak coś pójdzie nie tak, że najpierw powinnam sama się wydziarać ... Nawet moi dość konserwatywni rodzice byli bardzo negatywnie nastawieni na moje nowe zainteresowanie - nawet to mnie jednak nie zniechęciło. Z początku jeździłam ze sprzętem po domach. Często spotykałam się z chamstwem "klientów" którzy potrafili spytać się czy oprócz tatuażu oferuje inne usługi... Ciężko było wybić się w tym dość męskim świecie. Kiedyś tatuaż był bardziej undergroundowy i mniej akceptowany w społeczeństwie a przede wszystkim nie było takich social mediów jak dzisiaj, w których można było się reklamować. Moja "reklama" odbywała się drogą pantoflową. Uważam, że najlepsza reklama to rekomendacja osób, które miałam przyjemność tatuować. W między czasie zdołałam skończyć studia, podjąć niejedną pracę. miałam wypadek, który zakończył sie operacją kręgosłupa, nawet kilka razy okradziono mi studio- nie odsunęło mnieod tatuowania ... TWORZENIE TATUAŻY to coś co kocham i stało się to moim zawodem na całe życie. Często podróżowałam i zawsze miałam ze sobą sprzęt. Tatuowałam w wielu krajach europejskich i nie tylko (w Anglii, w Niemczech, w Norwegii, w Danii a nawet w Dubaju). Co ciekawe - nie udało mi się w końcu wyjechać do Australii- hahaha. Nigdy nie ścigałam się w byciu sławną. Do tej pory nie brałam udziału w konkursach, konwentach czy innych podobnych imprezach. Choć w tym roku (ku mojemu zdziwieniu) zajęłam III miejsce w Dzienniku Łódzkim na tatuażystę roku, do którego zostałam zgłoszona przez mojego kochanego męża. Dziś wiele osób jest w dużej części wytatuowanych co mnie bardzo cieszy. Choć teraz "każdy" może zostać tatuatorem, to ja sie śmieje, że niedługo będzie można studiować tatuaż a wtedy ja mogłabym zostać wykładowcą - hi hi. po tylu latach kocham to co robię coraz bardziej i cieszę się że mimo wszystko się nie poddałam i nadal to robię.